Młody Apollo
Jak przez bezlistne wciąż jeszcze konary
przeziera ranek w niespodziany czas
zbudzonej wiosny: tak nic w jego twarzy
nie ma, co wadzić by mogło, by blask
poezji trafił nas niemal śmiertelnie;
bo wzroku jeszcze mu nie śćmiły łzy,
na laur zbyt chłodne są wciąż jego skronie
i jest zbyt wcześnie, aby z jego brwi
wysokopienny wyrósł ogród róż,
z którego płatki, osobne, rozwiane,
na drżenie spadną poruszonych ust,
co jeszcze ciche, bezmowne, błyszczące
i tylko swym uśmiechem coś pijące,
jak gdyby śpiewu płynęły w nie fale.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.