Γαία. Prawdziwe stworzenie kwiatów
Na początku był chaos.
Nagość i spiekota pomieszanych myśli.
Nie wiadomo skąd wziął się wiatr,
chłodzący rozpaloną skórę i oceany wrzące z
pożądania,
gdy spadną ulewą na wzbierające, bliźniacze
wulkany.
Lawa ciecze krwiobiegiem
w tętnie kolejnych milionów lat od
przebudzenia.
Parowanie ciał i deszcz, zraszający
wilgotniejącą bieliznę obłoczną, gotową
zmienić się w burzę.
Rzęsa na stawach mórz.
I paprocie.
A w letnie przesilenie poszukiwania w
gąszczu.
Przypływy plam księżycowego cyklu,
zalewające brzegi
i wychodzące na brzeg dla zaczerpnięcia
oddechu.
Na dnie ośmioramienne mięczaki produkują
atrament.
Zapisuję nim zaklęcia.
Podaruj kwiaty. Podaruj kwiaty. Podaruj
kwiaty.
Zasypuję pyłkiem wyczarowane błonia.
Małą śmierć wyzwalam piorunem,
rozłupującym, właśnie powstałe, drzewo
pełne różowych, motylich płatków wiśni.
Gdy dojrzeją, upiją owocowym winem.
Komentarze (4)
U Ciebie nawet erotyki są tak nietuzinkowe, że ach :)
Witaj. mhmm Rozkwitła w pełni kobiecość... domyślam
się, że bog miał niezłą frajdę podczas procesu
stwarzania. Moc serdeczności.
Super wiersz, a ostatnia strofa the best, msz.
Miłego wieczoru Jurku życzę:)
Podoba się potok myśli.
Pozdrawiam