*** (Wiś, słońce, wiś wybornie...)
Wiś, słońce, wiś wybornie, aż zginiesz w
półmroku!
Kosztujeć to zapewne więcej niż pół
kroku,
Lecz kto by się przejmował, gdy w oczach
masz życie;
Swojego dobrobytu udzielasz o
świcie…
Maszże mnogość zwycięstwa, i zwycięstwa
mnogie –
- nie tobie iść dla Boga w marnej twej
osobie,
Ale się okryć chwałą i słać pod
niebiosa,
Swoje wdzięki – miłuj nas, nimfo
złotowłosa!
A kiedy słońce owo, co nad nami czuwa,
Przestaje, wciąż, mozolnie, żar dla nas
wykuwać,
Nie myśl, że koniec łaski. Bo oto swym
czarem
Wychodzą zza ich kręgu boże bóstwa
stare:
Pierw Księżyc – słońcu mruga,
niemalże zbytecznie
Widnieje białym blaskiem w okowach snu
wiecznie,
Roztaczając dokoła smutność łask
wytrwania;
A dalej: Szczęście Woli, co broni
powstania
Ludzkiego, cnót leśniczych, zapachu
obławy,
Nocy szlaków i brata słońca, ludzkiej
sprawy,
Oto ona! Północna Gwiazda w jednym
słowie:
Diana – w łanię przybrana! –
przystaje po łowie,
I widać, że smutna wielce, lecz nocą się
ceni
Być smutnym i to w pełnię; niech szczęście
nas mieni,
A nim diabeł wytrwale stworzy z siebie
boga,
Ty pierwej nas pochwalaj, Chwilo Nocy
droga!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.