001
Witajcie bracia i wścibscy wrogowie,
Smutek zagościł dziś w mojej głowie,
Bo ja ostatni co tak się starałem,
Zadania swego nie wykonałem,
I choć me życie niczym baśń było,
Zbyt wiele złego się w nim wydarzyło.
Jak łza na deszczu nic nie znacząca,
Jak Wisła ciągle w lewo płynąca,
Jak statek co celu osiągnąć nie może,
Tak niczym po śmierci stanę się Boże.
Jak miłość przy życiu świat trzymająca,
Tak postać ma drobna we mgle ginąca,
Wśród tłumu ludzi konając jak oni,
Ostatkiem sił me ciało się broni,
Ma honor, nie zhańbi go, nie splami,
Lecz już strzelają zewsząd obelgami,
Polegnę na wzgórzu gdzie krew i cienie,
Umrę, jednak poczuję swe brzemię.
Wybaczcie mi wszyscy, którzy kochali,
Wybaczcie mi wszyscy, którzy pomagali,
Bo ja naprawdę nie chcę was zostawić,
Ale mi kazali by przyjaciół wybawić,
Liczone minuty, sekundy, godziny,
Niewiele ich mi jeszcze zostało,
Odchodzę sam, nie mając dziewczyny,
Jak z życia mego zostało mało.
Jest Bóg, co niegdyś drogę mi wskazywał,
jest Tomek, który dobrym przyjacielem
bywał,
Są bracia, gotowi by życie stracić dziś
godnie,
Ja idę tunelem, w ręku trzymając
pochodnie,
I nagle strasznego się coś zdarzyło!
Lecz mnie wśród nich nie ma…
Młynuś
Komentarze (3)
przytul :* ja Ci nie kazałam...
...musisz się kierować własnym rozumem a nie tym co ci
ktoś każe...może to nie jest dobre...
ciekawe. Weny widać masz dużo.