11 listopada
Poniedziałek...
szary jak krakowskie gołębie,
zmokłe po nocy
nad Wisłą- ściekiem tego miasta.
Dzień... To ten dzień,
gdy zapłonęła Iskra
wspomnień z kwietnia
i jeszcze raz dała nam siłę,
by wstać,
by żyć,
by walczyć
i iść.
Więc spłynęły cienie na Wawel,
niewidzialne,
krzyczące do głuchych,
bezsilne dłonie
obśmianych świrów,
pogarda boli (coś o tym wiem),
gdy nabierali blasku,
światła rycerze,
rozpierzchli się głusi,
nie pojmując co widzą.
Jeszcze powiedzieli,
w telewizji powiedzieli,
że lecą na Sabat
tańczyć na grobach.
Te nasze, współczesne czarownice.
Naznaczone nienawiścią,
jak Gwiazdami Dawida-
Wyklęci.
"Ojczyznę wolną racz
Nam zwrócić Panie"-
zamyka się
na zamczysku krąg:
dłoni, serc i twarzy.
Ciągły łańcuch wiecznych istnień,
naznaczonych myślą prostą:
"Jeśli zapomnimy o nich,
Ty Boże na Niebie, zapomnij o Nas."
Jeden sztandar-
biel i czerwień,
wznieś dumnie do góry
i chodź z nami,
by obalić te przeklęte mury.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.