18 sierpnia 1992
Serce wali w piersi mej jak młot Thora.
Stoję na brzegu bezkresu błękitno-zielonego
I widzę twarz moją w lustrze wzburzonym.
Słyszę dźwięk ten pusty i pełny zarazem,
Głośne jęki? Śpiewy? Krzyki? Nie wiem!
Jakbym leciał, unosił się lub spadał.
Czuję wiatr chłodny w każdym włosie,
Między palcami płynie.
Na ciele mym gęsia skórka,
A w oczach mych piękna pocztówka.
Widzę Matkę swą i Ojca swego.
Obok nich dwójka dzieci się bawi,
Lepi zamek z piasku, w wodzie pluska.
Nagle słyszę głos „ R… pobudka!
”.
Komentarze (2)
Udany wiersz, ciekawie napisany.
super wiersz...potrafisz stworzyć
atmosferę...pozdrawiam