365 ironii
Sto siedemdziesiąt pięć nieszczęść
w tym pięćdziesiąt pogrzebów
z czarną woalką
bez roślin
a dwadzieścia przypalonych kolacji
pomidory pokrojone nożem
z rudym ostrzem
samo C
Pięćdziesiąt sześć pustych koszmarów
bez niepotrzebnych krzyków
stan krytyczny
ból
a czterdzieści krzywych uśmiechów
brązowo-żólta klawiatura
bez niewinności
brak bieli
Sto siedemdziesiąt pięc radości
rzeczywiste kolejne narodziny
z pierwszym krzykiem
oddechem
z czego pół i jeden to przypadek
naiwne niezrozumiałe tak
nieudolnie złe
fałszywe
Dwadzieścia trzy szczęśliwe dusze
błyszczące kolory oczarowania
kompletne oślepienie
potknięcie
więc dwa udane spacery
w zimnym deszczu
radość niczego
choroba
Sześćdziesiąt jeden czystych sumień
białych jak świeży śnieg
poczucie ulgi
niedługo
więc dodatkowa godzina
iluzja tygodnia
choć dobrze
to mało
Pozostałe piętnaście improwizacji
budyń z rodzynkami
łańcuch w rowerze
piętnasta dziesięć
kolejny poranek
a co cztery lata coś prawdziwego
zwykła, beznamiętna ironia, ironia dla wszystkich, wszystkich..
Komentarze (1)
Czemu?Na litość boską za co?