70
Sklejam się własną śliną,
Składam stawy naturalnym klejem.
Żywicą z mej krwi, z mięśni.
Przejeżdżam nożem po bieli kości.
Obserwuje zmianę na skórze,
i połykam zapach stali,
wybielaczy i przypraw.
Jestem korzeniem w ziemi.
Moje palce - jak świeże drewno.
Wydłubałem sobie oczy.
Czyszczę je starannie nocą,
wyciskam łzy na stole.
Łamię sobie ręce by ponownie je złożyć.
Połykam mózg zmieszany płynem do naczyń.
Zmieniam się w pastę do butów.
W żagiel w wannie.
Sięgam szczelin swojej osobowości.
Wsadzam dłonie w twarz.
Wyjadam najlepsze fragmenty,
potrafię tak wymiotować godzinami.
Później składam siebie z brudu na
podłodze.
Zbieram go dziurami w stopach.
I spływam w szczeliny w parkiecie.
Podróżując przez stare kamienice.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.