afekt
okrutna historia, która nijak nie mogła dobrze się skończyć
zapałał zając do wilka uczuciem
wiersze dlań pisał na liściach kapusty
wzdychał po nocach do ciemnego nieba
z każdym dniem gasła powoli nadzieja
chudł coraz bardziej bo cóż po jedzeniu
kiedy nie mogą ziścić się marzenia
siedział więc w norce smutek mając w
oczach
nagle zająca niczym grom gniew dopadł
pomyślał sobie a niech to cholera
skoro pragnienia nie chcą mi się
spełniać
należy sprawy chwycić w łapki swoje
skoro wilk taki to inaczej zrobię
pójdę do sowy niech mądrze podpowie
jakby tu sprytnie rozwiązać ten problem
ona na życiu przecież dobrze zna się
niech znajdzie sposób by uległ mi basior
jakiś prezencik zaniosę ptakowi
wnet celny pomysł wpadnie mu do głowy
on wygłówkuje jak lupusa skusić
ten dzikus płowy mój być przecież musi
sowa po nocy drzemie w starej dziupli
zapukał zając zdobył się na uśmiech
wyłuszczył problem nawet w zwięzłej
mowie
z niecierpliwością czeka na odpowiedź
myśli wiec sowa zadanie jest trudne
wilk ma pokochać a zając nie umrzeć
każdą koncepcję dokładnie rozważa
jak dwie natury mogą się dogadać
lecz rozwiązanie wciąż jedno wychodzi
metoda pewna to wilka napoić
musi się napić mikstury co zwiedzie
zmysł drapieżnika wtedy dobrze będzie
otrzymał futrzak receptę niezwykłą
lecz od tej chwili już nie tak szło
wszystko
przedobrzył zając mieszając składniki
mając nadzieję że wilk będzie milszy
tego dał więcej tamtego poskąpił
rozumek mu się od amorów zamącił
chciał jak najszybciej zobaczyć efekty
już prawie słyszał zew miłosnej pieśni
w naczyniu z dyni przytargał miksturę
sprytnie podsunął wilkowi pod norę
czy trafnym będzie spodziewany wynik
jak płyn podziała tego nie wiedział nikt
wylazł zwierz z jamy przeciągnął i
ziewnął
zwietrzył już zapach więc z miną
niepewną
liznął nieśmiało a potem wychłeptał
zapewne dobrą była ta recepta
lecz nie do końca bo zmieniona nieco
cóż przecież szarak traktował ją lekko
dbał o proporcje z przymrużeniem oka
więc nic dziwnego że ten zdrowia okaz
najpierw zbaraniał i chciał altem
śpiewać
następnie wokół zezem strasznym zerkać
i już po chwili całkiem nieprzytomny
wyglądał biedak jak gromem rażony
sierść się zjeżyła w dół opadły uszy
padł nagle na bok już się nie poruszył
kiedy się ocknął poczuł silne mdłości
suchość ma w gardle we łbie mu się mąci
silne pragnienie zmusza by się napić
ruszył do źródełka sobie znanym szlakiem
jednak nie wyczuł na trasie do wody
stojącej w cieniu nowiutkiej ambony
i chociaż basior to przebiegły zwierzak
to jednak teraz nijak rady nie dał
pocisk jest szybszy wystarczyła chwila
nawet nie poczuł jak rwała się żyła
przykicał szarak i nad ciałem szlocha
żyłbyś biedaku gdybym cię nie kochał
nadszedł kłusownik chwyta i kark skręca
ma z wilka skórę - na pasztet zająca
i tu czas nadszedł morałem zakończyć
dziwną historię która tak się plącze
wszak kanon bajek wymaga takiego
ja wam coś powiem – sami dojdźcie tego
Argo.
Komentarze (4)
Cieszę się, iż baja się podobała, pozdrawiam. :)
Wciągająca bajkowa opowieść skłaniająca czytelnika do
refleksji nad istotą życia i miłości.
Pozdrawiam.
Marek
Przeczytałam z uśmiechem, a nad wnioskami muszę
pomyśleć. Miłego dnia:)
Znakomite: dluga to historia - a jednak się czyta.
Klimatem - w jakiejs mierze przypomina "Dekameron".
Jak i z dekameronu - mądrości - tyleż uniwersalne co
jednostkowe i tylez "absolutne" co mogace podlegać
podwazaniu - dobrze wierszem poprowadzeni musimy
wyciągać sami.
Pozdrawiam Argo:)