Akt II – Choć to nie raz...
Cykl "Romans"
Choć to nie raz pierwszy, a Twe lica
płoną.
Jak to miło odnaleźć Ciebie zawstydzoną.
Zsuwasz suknię wolno, a czarne koronki
obiecują nagrodzić długi czas rozłąki.
Rzucam się w Twe ramiona dziki z
podniecenia
i tonę nie mogąc ugasić pragnienia.
Ciało potem sperlone stygnie już
omdlałe,
gdy Twe dłonie zuchwałe, gdy Twe usta
śmiałe
pieszczotą rozpalają. Znów staję w
płomieniach
i oboje znowu drżymy z podniecenia.
Tak wzajemnie żar gasząc setką
pocałunków,
w objęciach swych na zmianę szukamy
ratunku.
Komentarze (6)
To jak "Niepewność" Mickiewicza w formie i
wydźwięku... treść tylko bardziej swawolna....
Bardzo ładny wiersz, dobrze sie go czyta,
ładnie napisany, ładne porównania. Chciałabym takie
wiersze o miłości pisać. Pierwszy plusik i chyba nie
ostatni.
Dobry debiut, zapewne dalsze będą jeszcze śmelsze.
Powiedz Antoni, dlaczego we wszystkich Twych słowach,
które każdy,
kto czyta, tu znajduje,
mówi, że z lubością samkuje,
do serca przyjmuje i na nowe czeka..
ja premedytację czuję?
I innych zamysłów trochę? Zabawę Kota? Szukanie? Imię
podasz, zdradzisz?
Nie. Tak. Tak. Nie.
no, mam nadzieję ,że się wydostaleś z tego
uniesienia:)) chyba ,że nowe masz "chcenia""
I tak trzymaj ...
Całkiem fajny ten Twój wiersz, zmysłowy.