Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Aleja Szucha (odc. 45)

Motto:
"Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć"
[inskrypcja napisana przez nieznanego więźnia na ścianie celi izolacyjnej nr 6 w siedzibie Gestapo w Alei Szucha w Warszawie]



Po pierwszych ustaleniach, gdzie i kiedy ją aresztowali, imię, nazwisko, data i miejsce urodzenia – grubas odezwał się do niej łamaną polszczyzną:
-Od tej chwili rozmawiamy już poważnie. Masz mówić tylko prawdę, rozumiesz? Wiemy na pewno, że jesteś Polką i pracujesz w bandyckiej organizacji konspiracyjnej przeciw Rzeszy Niemieckiej. Podaj nam swoje prawdziwe imię i nazwisko, bo Anna Steiner nie są twoimi.
Udała, że nie rozumie, bo według posiadanego przez nich dowodu tożsamości była przecież Niemką. Nie wiedziała, jak długo uda się jej taką wersję utrzymać.
-Nie rozumiem. Proszę mówić do mnie po niemiecku – odpowiedziała, jeszcze spokojna.
Już po raz trzeci ośmieliła się tak odezwać do tego mało sympatycznego grubasa, czym mu się już w końcu dobrze naraziła. Wcześniej na jej żądanie tłumaczyli swoje pytania personalne na niemiecki, choć początkowo zadawali je tylko po polsku, ale teraz śledczy skinął głową do drugiego, stojącego obok gestapowca w mundurze. Za chwilę poczuła potężny policzek, który ten jej wymierzył.
Do tej pory nikt w życiu nie uderzył jej w twarz, za wyjątkiem tego Kravitza, rok temu we Włocławku. A teraz był to drugi taki cios, po którym miały przyjść następne.
„Rasie panów i nadludzi nie przeszkadza bić bezbronną kobietę po twarzy” – pomyślała, trzymając się za piekący policzek. Przypomniała sobie, że wtedy Kravitz zaczął ją jeszcze kopać i nie wiadomo, jakby się to skończyło, gdyby nie Maria, która mu wtedy przeszkodziła, zasłaniając ją swoim własnym drobnym ciałem.
„Tu i teraz nikt mnie nie obroni, chyba tylko Jezus Chrystus” – pomyślała, kładąc drugą dłoń na swojej pięknej twarzy.
-Nazwisko! – zawołał śledczy, znów po polsku, ale zaraz potem powtórzył po niemiecku. Uznała to za swój pierwszy, maleńki sukces.
-Nazywam się Anna Steiner i jestem Niemką. Żądam natychmiast adwokata i będę odpowiadała tylko na pytania zadawane w języku niemieckim. Po polsku nie rozumiem i nie muszę rozumieć – odpowiedziała cicho, lecz patrząc mu w oczy.
Tym razem poczuła silniejszy ból po uderzeniu w głowę i w twarz, po którym spadła na podłogę. Czołgała się chwilę po niej, a jej dłoń rozmazała kilka kropel krwi, cieknących z dolnej wargi.
To znów ten drugi ją uderzył, ten w mundurze gestapowca. Teraz złapał ją za włosy, pociągnął i posadził z powrotem na stołku. Nie wierzyli w to, co o sobie mówiła i byli gotowi od razu ją zmuszać biciem do przyznania się, kim naprawdę jest. Nie wiedziała jeszcze, skąd mają tę pewność, że jest Polką. Czyżby wydobyli jakoś jej dokumenty pozostawione tam w stodole? Nie, to niemożliwe.
-Twoje prawdziwe nazwisko! Mówić tylko prawdę. Nazwisko! – wrzasnął ponownie śledczy, rozparty przy stole naprzeciwko niej.
Był w marynarce i wciąż palił papierosy. Niedobrze jej się robiło od tego dymu, ale pomogło jej to później dwa razy zemdleć.
-Już powiedziałam – odpowiedziała znów cicho i spokojnie po niemiecku, siedząc na taborecie. –Jestem Anna Steiner, obywatelka Niemiec, a wy pożałujecie tego, co mi tutaj robicie.
Śledczy wstał i tym razem on osobiście uderzył ją kilka razy gumowym pejczem po plecach. Odczuła silny ból, ale nie aż tak silny, jak słyszała na swoich szkoleniach przed rozpoczęciem służby łączniczki. Może dlatego, że miała kaftan więzienny na sobie.
„Wszystko jeszcze przede mną” – pomyślała. Rzeczywiście, po krótkiej przerwie na to, by tamten złapał oddech, następne uderzenia były silniejsze. Wrzeszczała po nich, ile tchu miała w piersiach.
„Wrzeszczeć, ile się da. Wrzeszczeć, płakać i wyć, czasem to na nich działa. Ale nie zawsze, czasem ich rozjusza, więc trzeba uważać” – pamiętała z tych swoich szkoleń i rozmów z innymi łączniczkami.
-Czy ty jesteś Katarzyna Stasiak? – zapytał pierwszy oprawca bez munduru. –Daję ci ostatnią szansę, by mówić prawdę!
„Skąd oni to wiedzą” – pomyślała z rezygnacją. Jednak dalej trwała przy swoim.
-Nie rozumiem – powiedziała trochę mocniejszym głosem, po niemiecku. –Jestem Niemką i proszę mówić do mnie po niemiecku. W innym przypadku odmawiam odpowiedzi, bo nie rozumiem pytań po polsku. Żądam natychmiast obecności adwokata.
-Czy ty jesteś Katarzyna Stasiak? – zapytał oprawca, tym razem po niemiecku. Znów uznała to za swój maleńki sukces. Musieli mieć jednak jakieś wątpliwości, kim jest, bo pytania stawiali na jej żądanie także po niemiecku. Drugiej części swoich poprzednio wypowiedzianych po polsku słów nie powtórzył.
-Nie – zaprzeczyła ruchem głowy.
Gestapowiec na razie nie uderzył, lecz popatrzył na nią jakby z politowaniem. Wydał polecenie:
-Wezwać świadka.
Znów zapalił papierosa i usiadł spokojnie na swoim krześle, nic nie mówiąc, tylko ciężko oddychając. Lesię posadzili na stołku i znów kazali jej czekać.
„Masz kłopoty z oddychaniem, grubasie. Astma lub papierosy cię wykończą” – pomyślała sobie o nim jakby z troską.
Po chwili najpierw wszedł jej „opiekun” z Berlina – jak się potem okazało oficer Gestapo w randze porucznika. Nazywał się Albert Schocke i musiał pochodzić na przykład skądś z Pomorza, bo znał dobrze polski, choć mówił z wyraźnie niepolskim akcentem. Usiadł z boku pod ścianą i najpierw przez pewien czas się nie odzywał. Lesia nawet na niego nie spojrzała, jedynie kątem oka zauważyła, że to jest właśnie ten.
„Znamy się już całkiem dobrze” – pomyślała. „Zaraz zaczną się wspomnienia z pociągu”.
Zaraz potem wprowadzili Krystynę, młodą łączniczkę o pseudonimie „Krynia”.
Tak, Lesia pamiętała ją. Była bardzo ładną, skromną i cichą dziewczyną, może dziewiętnastoletnią. Była jej łączniczką, z którą kilka razy współpracowała. Przynosiła jej przesyłki z Komendy do punktu kontaktowego lub od niej odbierała. Teraz wyglądała fatalnie, wręcz strasznie, ledwo szła o własnych siłach i miała rozbitą twarz, potargane i pokrwawione ciemne włosy i podsiniaczone oczy. Załamała się w końcu w okrutnym śledztwie i sypała wszystkie znane jej kontakty i lokale. Lesia nie miała jej tego za złe, sama była już na krawędzi wytrzymałości, po nieco więcej niż godzinę trwającym pierwszym dniu przesłuchań.
Kazali jej podejść blisko stołu, spojrzeć na Lesię i przyjrzeć się jej. Zanim zaczęli ją przepytywać, najpierw spytali się Lesi, znów po polsku, wskazując na „Krynię”:
-Czy znasz tę kobietę?
-Jestem Niemką, nie rozumiem, co pan do mnie mówi – trzymała się swojej wersji.
Mówili do niej per „ty”, ale ona jakby nie wiedząc o tym - zwróciła się znów w sposób wymagany przez urzędowy czy też po prostu kulturalny tryb prowadzenia rozmowy. Ponownie zapytali ją o to samo po niemiecku, wtedy padła jej odpowiedź:
-Nie znam, nigdy jej wcześniej nie spotkałam - specjalnie kilka razy kręciła przecząco głową, aby „Krynia” ją zrozumiała, jeśli nawet nie zna niemieckiego. -Doskonale o tym wiecie, kim jestem i odpowiecie za to przed sądem wojskowym, że mnie tu przetrzymujecie i bijecie!
„Opiekun” z Berlina wstał, podszedł do niej, wyjmując zdjęcie.
Podsunął jej pod oczy i zapytał po niemiecku:
-Czy to ty jesteś?
Tak, to jej zdjęcie, jak się zorientowała zrobione w tamtej hotelowej kawiarni w czasie, gdy zeszła na śniadanie i by napić się kawy. To samo, co na „jej” obwieszczeniu i pewnie to samo, o którym mówiła Eleonora, że okazywali je Niemcy w niedzielę rano, w czasie tej ich nieudanej obławy. Zwróciła uwagę, że nie było ono jednak zbyt dobrej jakości – mogła udawać, że nie poznaje na nim samej siebie!
Nic nie odpowiedziała, więc tamten złapał ją prawą ręką za podbródek, podniósł jej głowę do góry i powtórzył pytanie:
-Czy to ty jesteś? Czy pamiętasz, gdzie byłaś, gdy to zdjęcie zostało zrobione?
Spojrzała na niego prosto w oczy i odpowiedziała cicho, lecz wyraźnie:
-Jestem Niemką, obywatelką Rzeszy Niemieckiej, którą traktujecie gorzej, niż jakąś pierwszą lepszą Polkę. Nie będę odpowiadać na żadne pytanie, dopóki nie otrzymam tutaj swojego adwokata.

Śledczy teraz wstał i podszedł do „Kryni”. Złapał ją z tyłu za włosy, pociągnął silnie, by jej głowa obróciła się w kierunku Lesi i zapytał dobitnie, po polsku, patrząc prosto na nią:
-Czy znasz tamtą kobietę?
-Tak – padła odpowiedź po krótkiej chwili wahania.
Wyciągnął z ręki tamtego gestapowca zdjęcie Lesi i podstawił „Kryni” pod oczy:
-Wczoraj widziałaś to zdjęcie. Powiedziałaś, że znasz kobietę, którą widziałaś na tym zdjęciu. Teraz masz szansę wybronić się od kary śmierci, jeśli będziesz mówić tylko prawdę. Czy to ona jest na tym zdjęciu? – wskazał ręką. -Czy poznajesz tę kobietę na tym zdjęciu i poznajesz, że to jest ta sama, co ta tutaj? – wskazał na Lesię i na fotografię.
-Tak – znów padła odpowiedź, tak cicha, jak poprzednia i następna.
-Skąd ją znasz?
-Z mieszkania przy ulicy Sosnowej.
-Głośniej masz mówić! Powtórz, jeszcze głośniej! Jaki numer na Sosnowej?
-Sosnowa 17 mieszkanie 6.
-Dlaczego tam?
-Tam był nasz punkt kontaktowy.
-Ile razy tam się z nią spotkałaś?
-Pięć lub sześć razy.
-Kiedy?
-W tym roku, od kwietnia do września.
-Czy coś jej oddawałaś albo coś od niej odbierałaś?
-Tak.
-Co to było?
-Przeważnie jakaś bibuła, rozkazy lub pisma z Komendy Głównej, nie znałam dokładnie ich zawartości.
-Co ona miała zrobić z tym, co jej przekazywałaś?
-Nie wiem. Pewnie miała gdzieś zawieźć dalej, ale nie wiem gdzie.
-Jak ona się nazywa?
-Nie wiem.
-Czy nazywa się Stasiak?
-Nie wiem. Nie wolno nam takich rzeczy wiedzieć, więc nie wiem.
-Jaki ma pseudonim?
-Chyba „Kasia”.
Musieli jej obiecać, że nie będą już jej bić, gdy ładnie będzie odpowiadać. Teraz jednak podszedł do niej ubrany w mundur czwarty gestapowiec, do tej pory nie odzywający się. Jakąś drewnianą linijką uderzył ją na odlew w twarz i trzy razy po głowie.
-Głośniej masz mówić, ścierwo! Mówiłaś wcześniej, że to łączniczka o pseudonimie „Kasia” i że nazywa się Stasiak – wrzasnął na nią łamaną polszczyzną. –Jeszcze raz pytamy, czy ta kobieta nazywa się Katarzyna Stasiak?
-Tak, tak się nazywa – cicho wyjęczała „Krynia” i skinęła głową.
Mundurowy zamierzył się na nią linijką, ale nie uderzył, tylko wrzasnął:
-Głośniej powtórz jej imię i nazwisko! Nazywa się…
-Katarzyna … Stasiak … - padła jej odpowiedź, a ciało wstrząsnęły łkania, choć tamten opuścił rękę.
Trzymała się obiema rękami za swoją twarz i głowę, którą opuściła na piersi. W końcu osunęła się na kolana, tuż przed Lesią, jakby błagała ją o przebaczenie. I wtedy rozpłakała się.
Wszystko zostało zapisane przez sekretarza, za chwilę wyprowadzono dziewczynę z sali przesłuchań.
Lesia nie czuła do niej żadnego złego uczucia, raczej się tego spodziewała. Nie wiedziała tylko, że „Krynia” zna jej fałszywe, choć polskie nazwisko. Według procedur konspiracyjnych powinna znać tylko pseudonim i hasło na spotkanie. Współczuła jej, bo widziała i zdawała sobie sprawę, ile razy i jak bardzo tamta została przez nich pobita.

-Katarzyno Stasiak, czy już teraz przyznasz się, że tak się nazywasz i że pracujesz dla tych bandytów w Warszawie? – zapytał po chwili pierwszy oprawca, ten bez munduru.
-Nic nie rozumiem, co do mnie mówisz – powiedziała silnym głosem, po niemiecku, patrząc mu prosto w oczy. –Jestem Anna Steiner. Jestem Niemką, obywatelką Rzeszy Niemieckiej i proszę mówić do mnie po niemiecku. Nie miałam nigdy nic wspólnego z tamtą Polką. Żądam natychmiast obecności adwokata.
Lesia była coraz pewniejsza w tym, żeby dalej musi pełnić swoją dotychczasową rolę. Ponad trzy lata życia pod okupacją na terenach włączonych do Rzeszy, a potem przez niemal rok w Generalnym Gubernatorstwie, wciąż jakaś na co dzień łączność z ich językiem spowodowały, że nie bała się już mówić po niemiecku i rozumiała prawie wszystko, co do niej w tym języku mówiono. Była w stanie także powstrzymać się od mówienia po polsku, więc mogła wciąż udawać, że nie jest Polką nie bojąc się, że nagle się zdekonspiruje, mówiąc lub choćby tylko reagując na polską mowę.
O wiele bardziej bała się, gdyby doszło do konieczności wykazania się jakąś znajomością specyficznych niemieckich zwyczajów, tradycji lub posiadania doświadczeń i przeżyć, związanych z wychowaniem się i życiem właśnie tam, w Niemczech lub choćby w Austrii, gdzie rzekomo się urodziła. Nie mówiąc o szczegółach i niuansach jej rzekomego życia w rodzinie niemieckiej. Miała nadzieję, że nie byli w stanie dotrzeć do szczegółów życia prawdziwej Anny.
Tymczasem główny śledczy znów rozłożył ręce i dał znak temu drugiemu, który już ją bił trzy lub więcej razy. Teraz jednak uprzedził ich jej „opiekun” z Berlina i pociągu, podchodząc i mówiąc, znów tym razem po niemiecku:
-Katarzyno Stasiak, uciekłaś w okolicy Sochaczewa z pociągu pospiesznego Berlin – Warszawa, w nocy z poprzedniej soboty na niedzielę. Dlaczego uciekłaś wtedy z tego pociągu?
-Nie wiem, o czym pan mówi – odpowiedziała, tym razem głośno i dobitnie i patrząc śmiało na niego. - Jestem Anna Steiner, Niemka, obywatelka Rzeszy Niemieckiej. Nigdy nie uciekałam z żadnego pociągu. Nie wiem, co to jest Sochaczew.
Tamtego wyraźnie nerwy poniosły. Złapał ją za włosy, potrząsając jej głową przez kilkanaście sekund. Wyrwała mu się i stanęła obok swojego taboretu.
-Jeśli jeszcze raz mnie dotknięcie lub będziecie bić, to mocno tego pożałujecie – zwróciła się do głównego śledczego, siedzącego naprzeciw niej za stołem. – Jak można w tym kraju bezkarnie bić niewinną, niemiecką kobietę!
Śledczy ponownie rozłożył ręce i znów dał znak temu drugiemu.
Musieli mięć pewność, że kłamie, bo mundurowy złapał ją za kaftan więzienny, popchnął, położył na taborecie i ręką przygniótł ją brzuchem do siedziska. Drugi oprawca przytrzymał jej głowę między swoimi rozkraczonymi nogami i trzymał ją za rękę, a jeszcze inny trzymał ją za drugą rękę.
-Kiedyś panowie odpowiecie za swoją napaść na mnie tutaj, w tym biurze tutaj – zawołała przyduszonym głosem.
-Czy ty jesteś Katarzyna Stasiak?
–Jestem Anna Steiner z Hamburga.
„Córeczko, nie będzie cię bolało” – pomyślała po pierwszym, rozdzierającym skórę uderzeniu pejcza. Jeszcze miała siłę, by wrzasnąć, ile tchu w piersiach. Zaraz potem padło następnych kilka lub kilkanaście razów - nie pamiętała ile, bo zemdlała z bólu.
Ocucili ją i przeprowadzili jeszcze raz nową sesję pytań, głównie Alberta Schocke, na temat jej kontaktów w Niemczech. Gdzie, z kim i po co się spotykała? Dokąd zawoziła pocztę, komu oddawała, skąd i od kogo odbierała? Z kim zdradzałaś swoją ojczyznę?
Tylko pierwszym dwom pytaniom nie towarzyszyło bicie. Od pierwszego słyszeli zawsze podobną odpowiedź:
„Jestem Niemką, nazywam się Anna Steiner. Nie będę odpowiadać na żadne pytanie, dopóki nie będzie obecny mój adwokat”.
Już po trzeciej odpowiedzi grubas kopał ją, leżącą już na podłodze, a później rozjuszony „opiekun” z pociągu i z Berlina ciągnął za włosy i bił po twarzy.
Końcowy skutek był także podobny do poprzednich:
-Jestem Niemką, Anną Steiner. Nigdy nie zdradziłam Rzeszy Niemieckiej. Nigdy z nikim nie spotykałam się, by zdradzać swoją ojczyznę.
To drugie zdanie było akurat w stu procentach prawdziwe – nigdy nie zdradziła swojej ojczyzny, a już na pewno nie Rzeszy Niemieckiej, której nienawidziła.
Na szczęście dla niej czas ich zmusił, żeby tą całą jej mękę w tym dniu zakończyć, a na dodatek znów zemdlała.
Gdy na koniec ją jeszcze raz ocucili, to wydarzyło się jeszcze coś, co miało zupełnie podciąć jej skrzydła.
Leżała na podłodze w sali przesłuchań i była już przytomna, choć świat wirował jej dookoła przy akompaniamencie takiego szumu w uszach, którego jeszcze nigdy wcześniej nie znała. Wtedy właśnie usłyszała, że grubas rozmawiał z kimś przez telefon. Jak najgłośniej, pewnie po to, by ona także usłyszała.
W końcu zakończył rozmowę i oświadczył swoim kamratom, znajdującym się w sali:
-Nasi ludzie znaleźli siostrę prawdziwej Anny Steiner z Hamburga. Przyjedzie specjalnie do nas w najbliższych dniach, w poniedziałek lub wtorek, żeby złożyć nam swoje zeznania. Według tego, co powiedziała śledczym w Hamburgu, Anna Steiner nie żyje. Będziemy mieć jeszcze jeden dowód, że Katarzyna Stasiak kłamie.
Lesia nawet nie drgnęła. Miała od początku informację oznaczoną jako pewną, że prawdziwa Anna Steiner zginęła w czasie nalotu i teraz wcale to ją nie zdziwiło. Nie było także pewne, co działo się z jej dwójką dzieci, ale najprawdopodobniej żyły, ponieważ po pierwszej nocy lipcowych bombardowań, gdy alianckie bomby jeszcze ich wtedy nie dosięgły, Anna planowała zawieźć je przezornie do ich babci, matki męża. Nie mogła tam sama zostać, bo musiała wrócić do pracy. Była o tym mowa w jej jedynym, nie dokończonym i nigdy nie wysłanym liście do męża. Był to jedyny jej list, który Lesia otrzymała i czytała, a ostatnio zostawiła w Antoniewie razem ze wszystkimi sześcioma listami, które oficer niemiecki, Bernard Steiner, zaginiony na froncie rosyjskim, wysłał z pola walki do żony.
Ten nie dokończony i nie wysłany list prawdziwej Anny miał datę 27 lipca, a podczas następującej po nim nocy miał miejsce najpotężniejszy nalot aliancki, o którym dowiedziała się od owego oficera Wilhelma Stressnera, z którym tak miło gawędziła swego czasu w pociągu do Lwowa.(*)
Lesia analizowała już wtedy i kilkakrotnie później: „Jest szansa, że blefuje czarna żmija z tą siostrą Anny. Moja jedyna szansa. Jeśli mi zrobią z nią konfrontację, to chyba już będzie po mnie. Inna sprawa, że mogą zupełnie kogoś innego podstawić, wtedy będzie mi łatwiej”.
Lesia vel Anna po tym wszystkim, co jej tu zrobili, nie była w stanie iść, więc wyciągnęli ją na zewnątrz, położyli na noszach i zanieśli do piwnicy. Tam ją położyli wśród innych więźniów na podłodze w „tramwaju”. Jakieś litościwe dłonie dotknęły ją i głaskały jej twarz i włosy, a ktoś jeszcze inny przykrył ją jakimś ubraniem i podłożył coś miękkiego pod głowę. Tak leżąc wkrótce zasnęła na tej podłodze.


(*)Chodzi o alianckie naloty dywanowe, dokonane latem 1943 roku na Hamburg w ramach tzw. operacji Gomora. W nocy z 27/28.07.1943 miał miejsce najpotężniejszy nalot, który spowodował niszczącą burzę ogniową i śmierć około 40 tysięcy mieszkańców tego miasta.

Dodano: 2017-01-25 07:56:16
Ten wiersz przeczytano 1638 razy
Oddanych głosów: 6
Rodzaj Nieregularny Klimat Dramatyczny Tematyka Ojczyzna
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (9)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Waldi
"dalszy ciąg nastąpi"
Tak, raczej nastąpi. Prawdopodobnie już jutro. Z
przyjemnością czekam na wiernych Czytelników i
dziękuję za ich wizyty. Teraz tutaj dziękuję Tobie i
serdecznie pozdrawiam.

waldi1 waldi1

Jak zawsze dobrze jest poznawać historię .. którą Ty
opisujesz .. dobrze że dalszy ciąg nastąpi ..

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Turkusowa Anna
Madame Motylek
Amor
Wojter
Anna
Bardzo się cieszę, że czytacie i że opowieść moja jest
według Was wartościowa i godna uwagi.
Jak już napisałem wcześniej - moja bohaterka
symbolizuje dziesiątki i setki tysięcy polskich
kobiet, walczących, cierpiących i umierających wtedy
za Ojczyznę. Oczywiście, te NIEMIECKIE obozy, katownie
i więzienia były nie tylko w Polsce, ale także na
terenie Niemiec (i w innych krajach).
Dzisiejszy odcinek jest szczególnie dramatyczny,
następne też, ale Lesia wyjdzie z tego w końcu obronną
ręką (za 5 lat ma się znów spotkać z Marią).
Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny, komentarze i
serdecznie pozdrawiam.

Turkusowa Anna Turkusowa Anna

Poruszający, wartościowy tekst, taka proza jest
bardzo potrzebna, by wciąż przypominać o tych którzy
powinni zostać w pamięci.
Pozdrawiam serdecznie

Madame Motylek Madame Motylek

Dobrze, że podkreśliłeś w komentarzu, że to były
NIEMIECKIE
katownie i więzienia .
Trzeba to ciągle punktować, bo
niektórzy myślą, że to były
nazistowskie ufoludki mówiące
przez przypadek po niemiecku.
Pozdrawiam

AMOR1988 AMOR1988

Strasznie dramatyczne losy.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Chciałbym, żeby to wszystko, co napisałem, było hołdem
dla tych wszystkich kobiet, które cierpiały i umierały
w więzieniach i katowniach NIEMIECKICH w Polsce w
czasie okupacji - za Polskę, za wolność i
niepodległość. Stąd takie motto na samym początku tego
odcinka.
Leokadia (Lesia) jest postacią fikcyjną i w mojej
powieści tylko symbolizuje dziesiątki i setki tysięcy
takich kobiet.
Bardzo dziękuję za czytanie i za wszystkie komentarze.
Wieczorem odpowiem na nie obszerniej.

WOJTER WOJTER

niesamowicie napisane, czytam ze łzami w oczach

anna anna

Ależ Ty potrafisz pisać: wzruszać, tworzyć nastroje
przerażenia i bólu.
Czekam na dalszy ciąg.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »