Amerykan, cz.1
wspomnienie
(...)
Kiedy skończyła się możliwość dodatkowego
zarobku na tłoczni, rozglądałem się za nową
pracą. Pomógł kolega z zakładu, z którym
zgadało mi się przy zegarze odbijającym
kartę pracy.
– Co? Nie chodzisz już na tłocznię? – Kazik
włożył swoją kartę i pociągnął za
dźwignię.
– Przestałem tam łazić. Z różnych powodów.
Może i dobrze, zdrowszy będę. – Machnąłem
lekceważąco ręką.
– Tak ci się poprawiło? W totka wygrałeś?
To pożycz mi z tysiaka. W potrzebie jestem.
– Zaśmiał się i wyciągnął rękę.
– Odwal się. Pożyczyć to ci mogę i to bez
zwrotu. – Skrzywiłem się i potrząsnąłem mu
pięścią przed nosem. – Sam mi pożycz. Też
potrzebuję forsy.
– Dobra, dobra – Pomachał dłońmi i
odruchowo odsunął się w tył. – Nie bądź
taki wyrywny. Ale u mnie w domu mieszka
taki jeden. Nigdzie na stałe nie pracuje,
ale gdzieś łazi i zarabia na flaszkę.
Zagadnę go, to może i dla nas coś
będzie.
– To i tak gadaj od razu, a nie pieprz jak
potłuczony. Jakby co, daj znać.
* * *
Już następnego dnia przyniósł wiadomość.
– Rozmawiałem z tym moim sąsiadem i…
– No i co? – Wszedłem mu w słowo. – Jest
robota? Jaka?
– Coś taki w gorącej wodzie kąpany? Daj
fajkę.
Wyciągnąłem papierosy. Zapalił i zaciągnął
się głęboko.
– Coś jest. Jak on potrzebuje trochę forsy,
to chodzi do STW. To taka Spółdzielnia
Transportu Wiejskiego, Rozwożą węgiel,
cement i takie tam po jakichś geesach.
– Gminnych spółdzielniach – dorzuciłem.
– No właśnie. Jak jest robota, to podobno
każdego biorą, kto chętny i przyjdzie.
Żadnych badań i tym podobne. Nie dają ubrań
roboczych, trzeba mieć swoje stare ciuchy.
Od razu do roboty i, co najlepsze, ile
zrobisz, tyle wypłacają od razu do rączki.
Ta praca jest na Rapackiego, zaraz za
mleczarnią, więc mamy rzut kamieniem od
roboty. Można tam zaglądać codziennie. Raz
robota jest, raz nie ma. To co?
– W powszednie dni? – Pokręciłem głową. –
Myślałem o wolnych sobotach czy
niedzieli.
– Ale to nie tylko rano. Jasne, przecież
pracujemy. Po południu też zbierają tam
ekipy do roboty.
– O której? Robię do piętnastej.
Westchnął i podrapał się po głowie.
– No właśnie. Ten mój znajomek mówił, że na
popołudnie to trzeba być o w pół do
trzeciej, najpóźniej za kwadrans.
Dyspozytor czeka i gdzie trzeba, to
chętnych na samochód i wiozą do pracy. Ja
mam na szóstą, więc żaden problem. Spróbuj,
może ci szef pozwoli na wcześniejsze
godziny.
– Kurde, korci mnie, forsa do ręki i
idziesz robić, kiedy chcesz. Dobra, jutro
się spytam mego szefa.
* * *.
Kierownik działu zaopatrzenia, w którym
pracowałem, był ludzkim przełożonym. Nie
stwarzał żadnych trudności – od razu
zgodził się na moje wcześniejsze
przychodzenie i wychodzenie z pracy. Dobry
szef to jest skarb!
Kiedy tylko uzyskałem zgodę, wyrwałem się w
przerwie śniadaniowej do działu pracy
Kazika.
– Mam zgodę Kochańskiego. – Przywitałem się
z nim. – To co, od jutra spróbujemy?
– Dobra. To jutro bierz wałówkę, zamiast
obiadu. Nie zapomnij o ciuchach do roboty.
Idziemy tam w ciemno.
Następnego dnia odbiłem kartę pracy już
przed szóstą rano. Po czternastej, wraz z
Kazikiem, udałem się do STW. Do parterowego
budyneczku weszliśmy po kwadransie marszu.
Wewnątrz, na ławeczkach siedziało pięciu
jegomości; prawie wszyscy drobni z wyglądu
i niezbyt zdrowi na twarzyczkach. Tylko
jeden był większej postury. „Takie chuchra
tu przychodzą do roboty? Do tego wyglądają
na takich, co są często zmęczeni życiem. To
i nam łatwo będzie, nie przemęczymy się” –
przebiegło mi przez głowę.
– Cześć, panowie – zagadnąłem zdecydowanym
tonem. – My do szefa, znaczy
dyspozytora.
– Nowi? – odezwał się najbliższy z
siedzących. – A panowie to na wojnie
wyginęli – zarechotał przy wtórze
pozostałych. Zlustrował nas wzrokiem. – Do
szefa? Tam, w kanciapie – wskazał głową w
głąb pomieszczenia.
– Dzięki. – Zrobiłem krok między dwoma
rzędami siedzących. Rozmówca przytrzymał
mnie za rękaw i już proszącym głosem
dokończył:
– Macie może fajki, bo nam się
skończyły.
Nie paliłem dużo, ale zawsze paczkę nosiłem
przy sobie. To wyglądało na bardzo tanie
wkupne, jeżeli mieliśmy z nimi pracować.
Wyjąłem papierosy „Atut”.
– Jakieś mam. Częstujcie się.
Pięć rąk od razu wyciągnęło się w moją
stronę. Najbliżej siedzący spojrzał i lekko
się skrzywił.
– Nie macie normalnych? Sporty czy klubowe.
Na takie to szkoda forsy, nic nie czuć.
W pierwszej chwili chciałem złośliwie
skomentować, że sportów już nie ma, tylko
„Popularne”, ale się powstrzymałem. W końcu
nie można wchodzić w zwady słowne na samym
początku wspólnej pracy.
– Darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy.
Ale jak nie chcecie… – Przymrużyłem oko i
cofnąłem rękę wyciągniętą stronę marudy. –
Nie zmuszam. Będę mniej stratny.
Pozostali zarechotali.
– On nie musi, my chętnie. Na bezrybiu i
atut ryba – filozoficznie stwierdził jeden
z nich. Był najdrobniejszy. Na ulicy nie
pomyślałbym, że może pracować przy
rozładunkach. – Tadeusz. Mów mi Tadzio. –
Wyciągnął do mnie rękę.
Uścisnąłem mu dłoń i podałem paczkę atutów.
Wyjął papierosa i poczęstował trójkę.
– Te, a ja? – Maruda głośno zaprotestował i
wyciągnął rękę.
– Nie chciałeś. Lepsze wolisz. – Tadzio się
zaśmiał i oddał mi pudełko.
– Jak cię… – Zamachnął się, ale drobny
Tadzio był szybki. Zdążył odskoczyć w głąb
korytarzyka.
– Dobra, fajek starczy. – Wyciągnąłem
papierosy w stronę marudy. – Zdzisiek
jestem.
Jak się zaczęło, tak szybko uspokoiło.
Przywitaliśmy się po kolei z całą piątką,
przedstawiając z imienia.
***
cdn.
Komentarze (15)
Zaczyna się ciekawie :)+
Zaczyna się nieźle, temat mi nieznany, zaciekawił.
Zaczęłam od 1-go odcinka.
Marylo, miło, że się opowiadanie podoba.
Również pozdrawiam :)
Przeczytałam z przyjemnością obie części
Pozdrawiam serdecznie :)
PS. Powyższą 1. część mocno zmieniłem i dzisiaj
ponownie wstawiłem.
PromieniuSłońca, miło mi, że cd. przeczytasz :)
Witaj.:) Zaczyna się bardzo ciekawie i już wiem, ze
przeczytam z przyjemnością c.d.
Pozdrawiam.:)
Również pozdrawiam, JoViSkO :)
Przeczytałam z ciekawością i czekam na c.d. :))
Pozdrawiam i zostawiam podobaśkę :)
Anno, za kilka dni :)
czekam na c.d.
GabiC, będzie. Znaczy ciąg dalszy.
Również pozdrawiam :)
Krzemanko - pieniążki. Pieniążki tak potrzebne młodemu
rodzicowi :)
Ciekawie się zapowiada.
Czekam na cd.
Pozdrawiam serdecznie:))
Ciekawe co wyniknie z tej pracy zbiorowej? Miłej
niedzieli:)