Aniele Mój (list)
Aniele Mój...
Stoję nieruchomo na schodach do raju. Boję
się wejść o choćby jeden stopień wyżej.
Spuszczony wzrok nie pozwala mi dostrzec
twarzy, ale mijają mnie... , mijają mnie te
ślepe cienie. A jedna czy milion łez - to
już nie ważne, bo ogrom ludzi lub zwyczajny
ich tłum przechodzi obok i nie widzi -
tak(!) - nie widzisz, że płaczę....
Niczego się nie nauczyłam przez ten czas
Aniołku, bo nie mogłam odnaleźć myśli, a
znalazłam Ciebie. I choć chciałam pamiętać
- przetrwaliśmy zapomnieniem. Echo szeptu w
dalszym ciągu odbija zarys Twojego imienia
na ścianach, a z moich pczu płyną łzy.
Ich ciekawość dla miękkości łóżka spuszcza
je do dołu. Upadają z przeraźliwym hukiem,
a ja tulę się do poduszki imitującej
Ciebie, która obejmuje mnie trochę za
lekko... Wzrokiem, jak zawsze, gdy nie mogę
zasnąć, wędruję po tymczasowo szarym
wnętrzu. Za oknem nie widać jeszcze
promieni słonecznych tylko tani blask
pomarańczowego światła latarni. Na zewnątrz
cicho... , tak cicho spadają płatki gwiazd.
Jak to moźliwe(?) - znowu świat mojej ulicy
przykryła ich srebrna pościel, ale dlaczego
zostały mi już tylko długie nieprzespane
noce?! Dlaczego dzień bez wahania przestał
istnieć, a dłonie ściskają chłodny popiół
przed chwilą spadającej wiecznści?
Na oddalonym o miliardy analiz widnokręgu
znajduję odpowiedź, lecz nie rozumiem czego
mi dalej tak mocno brakuje(?)...
Wycięto Nasze drzewa. Pusta przestrzeń
odsłania oblicze samotności. Czasami marzę,
ma przekór sobie, o Twoim szczęściu przy
idealnie prawie wymarłego gatunku
prefekcji, lecz na próżno, skoro gubię
powagę modlitwy. Skrzydła motyla mojej
myśli kołyszą żałosny wymysł i dążą na
ulicę radości, ordynarnie niszcząc
rzeczywistość...
...Tak mi Ciebie brak...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.