Anielewicze
Esterka lepiła garnki rannym milczeniem
ofiarą z ciszy odciskała kształty
na jej policzkach cienie przyjaciół
tych co im śmierć rozświetliła twarze
rodziny szepczącej kadisz na podwórku
i dzieci
co brukiew jedzą na śniadanie
W jej natchnieniach wtopionych w glinę
shoah nie istnieje
sny płyną jak dawniej
na sznurku schną wyprane opaski
skrzypki na Chłodnej popiskują rzewnie
modlitwę z bruku ktoś podniósł
i zasnął
Komentarze (3)
...znalazłam się na Szerokiej tylko Esterka dziś tam
inna.
zatrzymał mnie ten wiersz...ciekawymi metaforami,
wzruszającym tematem. podoba się
Wiersz napisany z wielkim talentem To jest Poezja
Brawo!