Anioł stróż
Dla dna zdobywców
Pewnego razu Bóg nie wytrzymał
I zabrał ode mnie anioła stróża
Zabrał mi rozum, wiarę,nadzieje
Kazał się błąkać po ciemnym lesie
Tak idąc na ślepo z pijackim wzrokiem
Tracąc po kroku wszystko, co cenne
Inwigilował za mną złe cienie
Gromadząc wokół strach, przerażenie
Chciałem gdzieś uciec
Lecz uciec się nie da
Gdy nie ma nadziei i wiary nie ma
Ciało zmrożone, krew ledwo płynie
Oddech jest szybki a serce gnije
Iść nie mam siły, padam na kolana
Z wymiotów tracę prawie świadomość
Wcale nie zabrzmi to całkiem przesadnie
Lecz stwierdzić to muszę,że jestem na
dnie"
Jak wstać z tej udręki
Jak wybić się z dna
Jak złapać oddech
I wzbić się jak ptak
Jak w tej ciemności
Odnaleść wyjście
Z lasu co zrzuca kolczaste liście
Gdzie szukać drogi co poprowadzi
Do świadomości,bez litości
Jak w tym cierpieniu co kłuje jak róża
Odnaleść w ciemnościach anioła stróża.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.