Anna Orleańska
Jakowegoś obleśnego pryncypała
Panna Anna niefortunnie dość poznała
Zdominować chciał wszetecznik to co jej
Choć się bała to pognała go że hej!
A koniuszy człowiek zacny lecz namiętny
Na powaby słodkiej Anny też wzmógł chuć
Ojca flinta ostudziła te zapędy
I nie tylko chuć tę przestał czuć
Dalej przyszedł barbarzyńca z uniwerku
W księgach siedział całe życie życia
wróg
Zapragnąwszy chwilowego choć numerku
W konkurs stanął erudyta ale zmógł!
A Anulka w swym dziewictwie niewzruszona
Kupidynkom pluła prosto w twarz
Nocą w wuja Teodora szła ramiona
Gdy ją w domu siłą starzec brał nieraz
Z tą czystością godną hołdu lata błogie
Spędzała pokwitajka pośród tłumu
Który nawet w jednej chwil przed
połogiem
Nie śmiał zwątpić w wielką moc rozumu
I niech teraz po raz wtóry śpiewa wieś
Zgodnym chórem na pannicy naszej cześć
Tyle głosu ile tylko Bozia da
Że Anna jest czysta jak łza!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.