Antidotum
Marcinkowi.. za natchnienie
- daj!
ale nie mam
- no daj! Bo potrzebuję!
ale naprawdę nie mam
- nie żartuj tylko dawaj!
no ale nie mam to jak mam dać..?
- coś Ty?
poważnie.. nie mam..
- no to..? no to jak teraz?
nie wiem
- cholera..
spróbujmy tak:
w nocy gdy słońce zgaśnie,
schowa się za linię horyzontu
ot, tam - hen daleko.. Gdzie nawet
siedmiomilowe buty nigdy nie dojdą
i gdzie rozkosz miesza się z miętą..
gdzie na końcu tęczy szukać Skarbu,
i w promieniach słonecznych tańczyć
walca
w rytm wybijanych przez dzięcioła stukań
w pień zmarnowanego drzewa..
zmarnowanego jak chora psychika –
bo patologia rodzi się z nikąd..
w stanie naszego umysłu
łata dziury – te czarne , puste ,
nadąsane
z przerażenia..
przed życiem..
przed śmiercią..
przed samym sobą..
i nie pozwala na nic pozytywnego
a to nieprawda, że czarnym wszystko
widzieć
trzeba!
nieprawda, że raz zmazany cel
już nie pozwoli na dalszą
„realizację
życia”..
bez marzeń świat jest ponury..
bez Drugiej Osoby świat nie przypomina
Raju..
bez celu - zmierza „do
nikąd”
a jednym jest Cnota
- poufnym Antidotum na wszystko -
Miłość .. Wiara ... i Nadzieja ..
w Niej zawarta:
- Ty, czekaj .. nie myślisz chyba..
mhmmmm
- że poezja..?
Komentarze (1)
bez drugiej osoby świat nie przypomina raju... - a
szkoda... smutna prawda