Antidotum na niewierną przeszłość
Zaklinaj zawsze słowem swym wiernym
me odchodzące w popłochu zmysły
do ciemnic zimnych i głębokich
schodzące.
W strachu śmiertelnym gdy rodzi się
panika,
w porywającym szaleństwie gdy ogień pożera
umysł wybuchem,
w toksycznych kaftanach negatywnych dni
gdy słońce umiera krwawiąc larwami rażącego
światła.
Reanimuj moje w posuchach tonące serce -
podawaj szmaragdowe ampułki pocałunków
ciepłą ambrozję twych ust co oswabadza
słowem, muśnięciem, drgnięciem,
pieszczotą.
Wyklnij z ostoi mojej krwawiącej duszy
wszystkie zatruwające milczeniem istoty,
szkarłatnym gestem szczerego umiłowania
roznieć eteryczny pożar niespokojnego
wnętrza
by czarnym i piekącym dymem przyżeczeń
wypłoszył drapieżne gryzonie mych
wpomnień.
Odtąd wszystko niech zacznie się
spisywać
na białych stronach nowej księgi -
niechaj moja świeża i czysta darń
obrodzi
w swe pierwotne i błogosławione owocnie,
niech zakwitnie poezja srebrzystych
pąków.
A krąg naszej nieskonczoności niech się
zamknie
w chwilach tych
magicznych
prostych
nieskalanych i powszednich.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.