Apatryda
Ukochanej
niespieszne przydarzanie się, setki małych
lub większych zbiegów okoliczności. lata
jakby z mchu. na wskazówkach budzika
- roślinność, osty o kolcach
niczym parzydełka ukwiałów
(palce wiją się próbując schwycić
to, co bezpowrotnie przeszło)
obserwuję powolny bieg zdarzeń. wokół
- szum maszyn, na których nie da się
pisać
ani wykonać najprostszego działania
(dodaję dwa do dwóch - wychodzi
wynik poniżej zera, nieskończona liczba
miejsc po przecinku)
zgnuśniałem, przyznaję. rozleniwienie
jest tak wielkie, że wczoraj
rysując na ścianie kontur państewka
- zasnąłem
zresztą- po co próbować grać w czas?
wszędzie biegnie równie niemrawo
cegła, po cegle, tryb za trybem
- erozja, rdza. kontynenty rozpuszczają się
w farbie emulsyjnej
spróchniał ostatni szlaban
białym nielotom z piór odpadają płaty
tynku
tak trudno się dźwignąć z łóżka
by postawić brakującą kreskę
wrzucić kamyk, by zatrzymał się
mechanizm
Komentarze (12)
Z przyjemnością przeczytałam.Masz ciekawy styl ,który
bardzo się podoba.Pozdrawiam.:)
dziękuję po raz kolejny za komenciska i pozdrawiam
Jak zawsze zaskakujesz i nie tylko tytułem, serdecznie
pozdrawiam :)
Bardzo interesujący, taki inny.
pzdr
Jak masz język masz ojczyznę,
takich ludzi ma już pryzmę.
Kłaniam się Florku. Czuj duch.
dziękuję
dziękuję
Piękny wiersz:)
... bardzo na tak... końcówka fantastyczna... miłej
soboty :)
podoba mi sie,
szczegolnie koncowka;)
Dzięki. trafna interpretacja
Florku, wiersz piekny, ale przeciez jestes w swoim
malym Edenie, w ktorym przechadza sie Aniol i nikt tam
nie ma wstepu... w tym Edenie mozna smialo korzystac z
dzrewa poznania... gdzie tylko dobre... wiec jaki z
Ciebie bezpnastwowiec. Usciski Florku.