Arlekin
(wariacja)
Z początku nie poznałem,
wygląd miał zmieniony,
bredził jakieś głupstwa,
coś na temat żony.
Patrząc tak na wprost
- mnie przypisał winę,
jakobym to ja brat,
skradł mu Kolombinę.
Za chwilę walnął głową,
w framugę okienną,
i przysiągł, że pałał,
miłością płomienną.
Dlatego musiał zabić,
ukoić swoją duszę,
gotową do nienawiści,
jako i do wzruszeń.
Uśmiechnął się do mnie,
ręce wzniósł do góry,
a był on naprawdę,
potężnej postury.
Niczym wąż zaczął syczeć,
zaciskając dłonie.
Nie ma Kolombiny,
z tobą także koniec...
Komentarze (20)
Brr...
zemsta!
taki zapis jak żaden inny - ...
Dreszczowiec wyszedł
Pozdrawiam ciepło, Andrzeju :)
Miałeś strachu.Wiersz fajny, rozrywkowy, Dobry na te
smutne czasy. Pozdrawiam.