ars medica
nie doceniam pana cięcia
wiem jak pruje się przechodnia
kokietuje arcyksięcia
potykam się o dreszcze
i w wrażeniu tonę
pan tak cytuje Kepińskiego
lecz nadto ma sztyletów
skierowanych w moją stronę
słowa gorzkie, trochę strachu
owacje bezdźwięczne
niczym aria na pajęczynie
stupor mam w zanadrzu gdy tak pan cedzi
o karze, o mojej winie
że nie dbałem o siebie
i tak dla niepoznaki czatuje na bełkot
którym mnie pan raczy
aby oddać moje wersy
do gruntownej trepanacji
pan - absolwent gildii Medicerni
mnie - dość przeciętnej państwowej uczelni
noc nastaje, ona nas pogodzi
ukradkiem wypluwam garstkę przymiotników
ze słów klinicznie wyczyszczony
to przez pańskie kłusownictwo takim
zniewolony!
a pańska kompania - to dopiero zgraja
milczek, obłudnik, giermek i kanalia
doborowy orszak pan za sobą wodzisz
tylko skąd ta pogarda i ten grymas wrogości
nie widzę aury tylko cumulusy
poprzez małą chwilę poczułem duszności
pustynia Gobi w ustach piachem prószy
kły mimochodem napotkały węzeł chłonny
cień jak z Nosferatu sunie przy bezgłowiu
czasby odejść nie zraniony, z tarczą i w
ogóle
tylko jakby tułów mi zastygł, lędźwia jak z
ołowiu
kości zmroził strumień z arktycznej
sadzawki
kark przywarł do łóżka, puls już prawie w
normie
choć półnuty to bardziej niżeli szesnastki
"Mister Anesteziologgio nie mam czasu na
zdychanie
niech kolega od efektów specjalnych odpali
defibrylatory..."
na kardiogramie zapikał życiodajny bicik
"napraw się człowieku i bądź łaskaw szwy
odjąć sobie
toć ludziska czekają w kolejce
a my na trzeźwo dzień cały
i po całej dobie"
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.