Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Autlandia- cześć trzecia

Dziękuję wszystkim za wytrwałość obiecuję, że to jest ostatni tak długo tekst. Ostatnia część opowiadania.

"Autlandia- część trzecia".

W tym czasie w krainie Dobrych Serc doktor Behawior przyuczał Jacka, młodego studenta by ten umiał pomóc księżniczką , by umiał je uczyć życia. Oprócz pokazywania tego jak się uczy dziewczynki z autyzmem dodatkowo wykładał mu różne zagadnienia medyczne i czym jest sam autyzm. Na jednym z wykładów, który odbywał się w ustronnej kawiarni przy brzegu mlecznego jeziora powiedział do niego tymi słowami: „ Autyzm, autyzm wczesnodziecięcy, autyzm głęboki, zespół Kannera- to całkowite zaburzenie rozwoju, w którym istotną rolę odgrywa funkcjonowanie mózgu. Do typowych cech zalicza się takie problemy jak: problem z komunikacją uczuć i związkami społecznymi. Ponadto też istnieją kłopoty z integracją wrażeń zmysłowych. W typowych przypadkach pojawia się w pierwszych trzech latach życia, chociaż mogą być odstępstwa od reguły. Ocenia się, że z autyzmem żyje pięć/ sześć osób na dziesięć tysięcy. Przy czym jest cztery, a nawet więcej razy częstszy u mężczyzn niż u kobiet. Obecnie autyzm może być leczony, czy to farmakologicznie, czy metodą opracowaną przeze mnie, czyli behawioralnie, ale pamiętaj młody przyjacielu nigdy nie jest wyleczalne. Najważniejsza jest wczesna diagnoza i działanie są niezbędne w celu zapewnienia jak najlepszego rozwoju dziecka”. Po chwili przerwy, gdzie w spokoju i milczeniu wypili kawę, a wokół tylko było słychać radosny śpiew różowego ptaszka, o wyraźnie zalotnym ogonku i czubku głowy, na których było widać tęczę kolorów. Doktor Behawior kontynuował wykład: „Uważa się powszechnie, że nie jest możliwe opracowanie w pełni działającego leku , bo na autyzm w dużej mierze wpływają cechy mózgu, które są determinowane na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Rozpowszechniło się pewne przekonanie, które jest błędne, a mianowicie , że autyzm dotyczy li tylko wieku dziecięcego. Ci medycy, co trwają w tym błędzie nie biorą pod uwagę tej diagnozy, gdy mają do czynienia z dorosłymi chorymi na autyzm. Mody przyjacielu pamiętaj, że w nazwie autyzm dziecięcy nie odnosi się tylko do dziecka, ale również do okresu, w którym to obserwujemy pierwsze objawy. Określenie to powstało w celu zróżnicowania tegoż zaburzenia od innych, wcześniej znanych i też określanych mianem autyzm. Te inne objawy są objawami podobnymi jakie mamy do czynienia w przypadku schizofrenii. No przyjacielu to na tyle dziś, na tym dziś zakończymy wykład, może jeszcze jedna kawka?”.

W czasie, gdy student się edukował królowa z księżniczkami zwiedzały, poznawały i skrzętnie w pamięci, w wspomnieniach zapisywały wszystko to, co się wokół nich działo. Między czasie księżniczki miały sesje u doktora Behawiora i uczyły się życia. W ten sposób mijały dni, tygodnie, a w końcu i miesiące, a w Autlandii mimo wielu wydarzeń tęsknota za nimi była wyraźna i nieukrywana przez nikogo, nawet przez ptaszka, który nadal przysiadał przy lub na balonikowym króliczku, ale nie ćwierkał lub rzadko kiedy się odzywał. Student przyjmował kolejne wykłady, zawsze w tej samej scenerii, w tej samej kawiarni, przy kawie, czasem tylko przy jakimś ciastku i przede wszystkim przy śpiewie tego samego, zabawnego ptaka, który okazał się przyjacielem syna właściciela kawiarni. Był tak oswojony, że bez klatki go trzymano. Sprowadził go pewien podróżnik Doktor Puli z Ptasiolandii.
W końcu nadszedł ostatni wykład jaki młody student musiał nie tylko posłuchać, ale w szczegółach zapamiętać. „ Kolego dziś powiem Ci o swoim wymyśle, a mianowicie o terapii behawioralnej dzieci autystycznych. Posłuchaj uważnie. Behawioryzm jest jedną z najszerzej dyskutowanych koncepcji psychologicznych i terapeutycznych. Od momentu, gdy ją po raz pierwszy opisałem, w której zdefiniowałem i opisałem elementy uprzednio już znanego prawa efektu, zbudowanego na klasycznej pawłowskiej teorii warunkowania. To wszystko wciąż wzbudza kontrowersje wśród pedagogów i psychologów. Głównym założeniem w tym, mym behawioryzmie są:
- środowisko ( enwironmentalizm) , który zakłada, że wszystkie żywe organizmy w tym i człowiek kształtowane są przez środowisko. Ponadto w to zaliczam:
-Eksperymentalizm , który określa, że za pomocą eksperymentu można stwierdzić, co powoduje dane zachowanie i jak je modyfikować. Mówiąc skrótowo kolejny to:
- Optymizm dotyczący zmian- , w którym określone jest to, że ponieważ każde zachowanie spowodowane jest wpływem środowiska , to poprzez pewne modyfikowanie tegoż środowiska można wpłynąć na pożądaną zmianę tegoż zachowania. Kolejne to Anty- psychiczne, które zakładają, że zjawiska psychiczne takie jak uczucia i myśli nie mogą pełnoprawnymi przedmiotami badań naukowych…”. Wykład ten był najdłuższy z wszystkich , że po cztery kawy i dwa ciastka zjedli.
Student poprosił o jeszcze jeden wykład, chciał dokładniej się coś dowiedzieć, doktor Behawior zgodził się bez wahania i spotkali się nazajutrz znów na kawie, a wykład dotyczył o zespole Aspergera. Właśnie ten zespół, ten rodzaj autyzmu stwierdził doktor Behawior u księżniczek z Autlandii. Kolego na twoją prośbę powiem Ci w szczególe o zespole Aspergera , nazwanym też syndromem Aspergera. Jest to całościowe zaburzenie rozwoju mieszczące się w spektrum autyzmu. Upośledzenie to obejmuje przede wszystkim umiejętności społecznych, ale przy wielkim nakładzie pracy, jesteśmy w stanie tych umiejętności społecznych powoli te księżniczki nauczyć, gdyż one zasługują na nasze zaangażowanie i bezgraniczne poświęcenie. Dzieci z tym zespołem mają wielkie trudności z akceptowaniem zmian, więc należy niezmiernie delikatnie i ostrożnie do nich z tą nauką , taką trochę socjalizacją podchodzić. Księżniczki te doskonale do tego zespołu pasują, w tym zespole stwierdza się ponadto , co wcześniej wspomniałem także ograniczoną elastyczność myślenia przy braku upośledzenia umysłowego oraz szczególnie pochłaniające, obsesyjne zainteresowania, natomiast rozwój mowy oraz rozwój poznawczy przebiega bardziej prawidłowo w porównaniu do autyzmu dziecięcego. Głównymi kryteriami różnicującymi Zespół Aspergera od autyzmu głębokiego są: brak opóźnienia mowy i innych istotnych jej zaburzeń umożliwiających logiczną komunikację , prawidłowy rozwój poznawczy. Ludzie z tymi zaburzeniami przypominają osoby z autyzmem dziecięcym pod ty względem, że od wczesnego dzieciństwa występuje u nich ten sam rozdaj upośledzeń jednak w dużo łagodniejszej postaci. W stosunku do głębokiego autyzmu wyróżnia się , o wiele bardziej prawidłowym rozwojem mowy i lepszą adaptacją społeczną. Zaś z powodu swych niezwykłych zainteresowań łagodniejsze przypadki częściej uchodzą za ekscentryków niż ludzi o zaburzonej osobowości. A same granice zespołu Aspergera są bardzo nieostre. Pokrewne zaburzenia to autyzm wysoko funkcjonujący. O, którym opowiadałem Ci kolego niegdyś. Na tym zakończył wykład przypomniał mu jeszcze o egzaminie. Posiedzieli na kawie przy miłych rozmowach na inne tematy do późna. Nikomu się nie spieszyło, bo i dokąd mieli się spieszyć.
Studenta Jacka, przyszłego opiekuna i nauczyciela księżniczek czekał już tylko egzamin u doktora Behawiora z wygłoszonych przez niego wykładów i miesięczne praktyki pod jego okiem, po których mogli wszyscy wrócić do Autlandii, gdzie księżniczki zaczęły by normalne życie, może nawet ukończyły z czasem studia wyższe. Raz jeszcze doktor Behawior wspomniał , w ramach przypomnienia podczas wspólnej kolacji z królową, posłańcem, studentem i innymi dostojnikami z krainy Dobrych Serc, że o ile jedna dziewczynka z autyzmem przypada na pięciu chłopców z autyzmem to w przypadku bliźniaków to jest bardzo, bardzo rzadkie, a jeśli się weźmie pod uwagę, że bliźniaki to dziewczynki i obie maja autyzm to coś niesłychanego. Przez cały czas pobytu królowa pisała regularnie listy, które gołębie pocztowe lub inne ptaki dostarczały na pocztę główną w Autlandii, a następnie do króla. Wkrótce trwały przygotowania do powrotu do Autlandii. Królowa miała wybór powrót tą samą drogą lub inną by móc zwiedzić, a przede wszystkim zobaczyć trochę świata. Królowa jak pomyślała o szuwarach i o starej ruderze bez zastanawiania się wybrała nową drogę.

Niebawem pożegnano się ludźmi z krainy Dobrych Serc, którzy obiecali, że nie zapomną o nich i zawsze będą pamiętać o nich w modlitwie. I już chwilę po wejściu na jacht królowa zaczęła pisać kolejny list, który niebawem został dostarczony do króla, a następne przeczytany na rynku głównym jak zawsze licznie zgromadzonym tłumom. Autlandia właśnie tym słynęła, że panujący nigdy nie mieli tajemnic przed poddanymi i zawsze się dobrymi i złymi informacjami dzielono. W liście było napisane:

„Wsiedliśmy na jacht pana kapitana czteropalcego i płynęliśmy na szerokiej i niezmiernie głębokiej rzece. Siedząc w jego kajucie i popijając świeży sok z pomarańcz i nektaryn studiowałam mapy, nie wiele z nich rozumiałam, ale jednego byłam pewna, że rzeka owszem jest głęboka i szeroka, ale przy ujściu do morza, a może oceanu dzieli się na dwa, nie wiem, którą stroną popłyniemy. Nie zdaje mi się to istotne, ale zastanawiam się dlaczego na końcu płynięcia rzeki tworzy się takie Y. Na mapie miejsce pomiędzy Y jest oznaczone trupią czaszką i to mnie nieco martwi. Minęły dwa dni, a dopłynęliśmy w to miejscem z dalsza już bez lornetki zauważyłam to Y. Kapitan spytał mnie lewa, czy prawa, powiedziałam mu ta bezpieczna, a on mi powiedział, że nie ma bezpiecznych ujść tej rzeki. Zdziwiłam się, mówiąc jak nie ma bezpiecznych ujść przecież jest jedno, ale dzieli się na dwa, bo istnieje naturalna przeszkoda, a on tylko delikatnie się uśmiechał nie wiem czy do mnie, czy koło mnie do kogoś siedzącego lub stającego za mną. Nie odwracałam się, w ten nagle wpadliśmy na jakąś mieliznę, w sekundzie pochwyciłam księżniczki, przytuliłam i byłam gotowa na śmierć, a one nieświadome jak mi się zdawało. Przy czyn nagle jedna mówi do mnie: „ Mamo nie martw się będzie dobrze”. Byłam z jednej strony w szczerym szoku, bo wyraźnie widoczne były postępy dzięki terapii doktora Behawiora, a z drugiej strony ta radość, że córka w końcu zaczęła mówić, wtedy pomyślałam szkoda, ze druga wciąż milczy. Statek się chwiał i wyraźnie płynął na miejsce pomiędzy Y. Zaczęłam się trzęś , krzyknęłam coś nie pamiętam co do kapitan, a on nie da się odpowiedział. Krzyczałam jak się nie da , proszę skręcać!!! A on spokojnie mówił nie da się. Nagle zerwała się straszna burza i wiatr zaczął jachtem ciskać to w lewo to w prawo, szczerze płakałam, wtedy podszedł ktoś do mnie i powiedział Królowo będzie dobrze już przechodzimy przez Horyzont Zdarzeń, nie zrozumiałam, ale gdy odsunięto me dłonie od twarzy zobaczyłam spokojne morze, brak fal, brak ujścia rzeki, brak Y , brak dosłowny brak był tylko ocean i nic poza wodą. Spojrzałam wtedy za siebie, po raz pierwszy, wcześniej nie patrzałam i też tam nic nie było, też nie było skał, brzegu, Y i ujścia. Spojrzałam niepewnie po wszystkich i wyksztusiłam ciche, co to jest, co to ma znaczyć? Gdzie jesteśmy?
A oni spokojnie mi wytłumaczyli, ale nie do końca zrozumiałam z jeszcze lekko trwającego roztrzęsienia, że byliśmy przez chwilę w krainie luster, a teraz płyniemy po Oceanlandii, a Autlandia jest już przed nami. Powiedzieli już, wstałam, spojrzałam, ale nic nie widziałam. Oni się tylko uśmiechali. Ktoś grzecznie jak to mieli w zwyczaju przeprosił, że stracha się najadłam, ale powiedział, że wcześniej nie mogli powiedzieć, bo ja jestem z innej materii niż oni i rozbiłabym się i moje córki oraz student, który o dziwo cały ten czas drzemał jakby nic nie świadom, co się dzieje. Zapytałam o co bym się rozbiła? Oni spojrzeli po sobie, jeden drugiemu dał znać, jakby narada i zaczął mówić ten sam człowiek , co poprzednio . W sumie teraz to pani może wiedzieć, a rozbiłaby się pani i reszta Autlandczyków o lustra. Zrobiłam chyba wtedy głupią minę, bo zaczęli się wszyscy śmiać, aż się student zbudził i zapytał, co jest? Może obiad? Już więcej tak się nie bałam. Jak coś nas spotkało to spokojnie to podchodziłam, gdyż wiedziałam jedno, że z tymi ludźmi nie zginę, że na zagrożenia życia dla mnie i księżniczek by nie pozwolili. Nie będę o wszystkim pisać, Bo nie będzie o czym wspominać, jak wrócimy, a wrócimy niebawem. Tymi słowy zakończyła list.

W czasie, gdy list dotarł do króla balonikowy króliczek snuł kolejne swe opowiadania:
… byłem rozbitkiem , trafiłem na nieznany brzeg, nieznanego kraju, a może była to wyspa bez nazwy, wyspa bez ludna, po prostu nie wiedziałem. Słońce prażyło, a ja swe przemoczone, pozdzierane o fale szaty i ciało suszyłem obracając się z lewej na prawą stronę bez sił, głodny, spragniony. Wokół liczne pagórki, liczne porosty i jakaś wysoka , wolno stojąca góra. Jak tak leżałem, wydawało mi się, że na szczycie tej góry są jakieś zabudowania. I nie myliłem się, gdy leżąc myślałem, usmażę się i umrę prędko, nie miałem siły zaczołgać się do cienia pod niedaleki las. Wtedy to Niewinem skąd , jakby z piasku wokół mnie zjawiła się zgraja krasnali. Dość nie poradnie wrzucili mnie na jakieś nosze, które składały się z dwóch długich patyków, trzech prostopadłych do nich. Były strasznie niewygodne, miałem ochotę wstać i pójść za nimi, tam, gdzie chcą bym się udał, ale sił na to nie miałem. Głowa z noszy mi zwisała, dopiero, gdy się krztusiłem śliną jakiś krasnal podbiegł dźwignął mi ją. I trzymał tak długo, aż mu ręce nie zdrętwiały, wtedy znów zwisała mi ona , ale wtedy już byliśmy na miejscu. Zaprowadzili mnie do osady, w niej pełno krasnali nie była to już dla mnie niespodzianka, po tym jak widziałem, kto mnie, cielsko koło nich przytaskało. W osadzie tek zabudowanej wokół z jednym niby rynkiem i studnią na środku wyraźnie czułem zapach kwiatu cytrynowego, a jakieś krasnale dzieci wcinały migdały siedząc na ławce wysokiej co najwyżej na stopę i to taką krasnalom. Któreś z dzieci podało mi migdała, zjadłem, wszakże głodny byłem. Posadzono mnie na chyba najwyższym krześle w tej krainie, która okazała się być mównicą. Oszacowali należycie moje proporcje w stosunku do nich i przynieśli mi wiaderko wody. W ich dłoniach było to wiaderko w mojej był to zwykły, może nieco większy kubek jakich u nas pełno. Spałem na trawie byłem długi na ćwierć promienia ich rynku. Zamachując się podczas snu musiałem uważać by im studni nie rozbić następnego dnia bezskutecznie próbowali się ze mną porozumieć, ale bez skutecznie. Jednak , gdy powiedziałem, skąd jestem , że Autlandia uśmiechnęli się do mnie i dwóch pobiegło gdzieś. Dzieci karmili mnie migdałami, jadłem, bo głodny byłem, ale miałem już dość tych migdałów. Zaczerpnąłem za zgodą, wyrażoną gestem na mój gest i moje słowa wody z studni ku ich zadziwieniu wypiłem dziesięć ich wiaderek. Czyli z trzy nasze litry. Ta woda trochę też złagodziła pragnienie i myśl o jedzeniu, co natarczywie w głowie mi się tłoczyło. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy nadeszli Ci dwaj, co pobiegli z ku mojemu zdziwieniu elfem. Elfi język znałem, więc się porozumiałem, a on znał krasnali język, Później w późniejszych latach poznałem kilka jeszcze krasnali i kilka słów z ich języka, a oni z mojego, to znaczy z naszego.
Ów Elf był badaczem pewnych pająków z rodziny mikro pajęczaków , co nie bele jakim mikroskopem trzeba było je oglądać by dojrzeć przynajmniej kontury i jak nieporadnie się poruszały. Pokazał mi je ten przyrodnik, jak przez tydzień czekałem aż wysłano do elfiego świata wiadomość by elfi świat do Elflandii dał znać by i z kolei do Autlandii, gdzie jestem i gdzie czekam na ratunek, bo sam mimo zacięcia do przygód nie chciałem się sam stamtąd wydostawać. Też dlatego, że miałem kogoś, z kim można było porozmawiać, przez niego z krasnalami, a i krasnale bawili mnie, niezłe z nich cyrkowcy. Wspominałem o elfim świcie. Elfi świat to taka mała Elflandia, ale świat ten jest odrębny i niezależny historycznie, kulturalnie, i politycznie od Elflandii. Co się tyczy krasnali, co mnie bawili dosłownie i w przenośni to nawet raz zaprosiłem ich by w Autlandii pokazali swe sztuczki, później król, ojciec dzisiejszego króla ich zaprosił z dwa razy. A wy dzieci poproście dzisiejszego króla by ich zaprosił, jeśli chcecie poznać tych zabawnych krasnalich ludzików. A tymczasem kończę swą opowieść, a wy idźcie do domu, bo ciemno się robi. Na tym zakończył balonikowy króliczek swą opowieść, a ja siedziałem, spisywałem i sam zacząłem dumać nad tym wszystkim, co się wokół dzieje i nad tymi wspomnieniami balonikowego króliczka.
Minęło kilka burzliwych dni, dosłownie burzliwych, burze i ulewy były niesłychane, wtedy królowa i księżniczki oraz posłaniec i jego towarzysze przybyli, pogoda się poprawiła, kwiaty znów pięknie pachniały, a ptaszek, co siedział balonikowemu króliczkowi na ramieniu znów głośno ćwierkał i mu krzyczał do lewego ucha wkładając w ucho swój zabawny dziubek. Wszystko działo się zupełnie tak jakby czekało na powrót królowej i księżniczek by wrócić do życia. Zwierzęta i roślinność oraz ludzie z Autlandii mimo, że żyli to tak jakby nie żyli, byli tacy powiedzmy na wpół żywi i na wpół martwi. Często trzeba było się w nich wpatrywać by oszacować wzorując się na doświadczeniu Schördingera, czy dane coś żyje , czy nie. Wedle tego doświadczenia dopóki się nie zaobserwuje nie wie się w jakim stanie to coś jest. On wziął do tego doświadczenia kota schowanego do pudełka. Jak się na kota spojrzało to kot żył lub nie, ale jak się na kota nie patrzało to kot był w obu stanach naraz. Jest to ciekawe zjawisko, ale pozwolę sobie odpuścić to zagadnienie.

Goście z krainy Dobrych Serc chcieli nazajutrz wracać, ale królowa nie chciała ich wypuścić i wysłano list do krainy Dobrych Serc, a goście pozostali cały tydzień zapoznając się życiem, przyrodą Autlandii, a nawet z opowiadaniami balonikowego króliczka. Król, królowa, księżniczki oraz każdy Autlandczyk dostał zaproszenie na odwiedzenie krainy Dobrych Serc. Pewnie wielu z zaproszenie skorzysta, wielu już skorzystało, ale czy balonikowy króliczek, który wszędzie był, wszystko widział i o wszystkim wciąż opowiada.

Księżniczki pod okiem królowej i króla, przy naukach jakie z nimi przeprowadzał ich osobisty, nadworny lekarz Jacek, który teraz inne rzeczy studiuje. Jacek za gorącą prośbę królowej i za zgodą króla zamieszkał w jednej z gościnnych komnat, która stała się od tego momentu jego nowym domem. Swoją poprzednią kawalerkę nie sprzedawał, pozostawił ją, gdyż tam w wolnym czasie udawał się i z dala od pałacowego życia odpoczywał i oddawał się licznym, swym zainteresowaniom.

Księżniczki rosły wolniej niż inne dzieci, ale w nauce robiły równie zadawalające postępy. Z czasem stały się tak sprawne, że mówimy w miarę płynnie i składnie, razem we dwie spacerowały bez obaw królowej i innych dorosłych po pałacowych ogrodach, a nawet w okolice pałacowej ławeczki, gdzie gromadziły się tłumy i nie zawsze tylko dzieci by słuchać balonikowego króliczka. Raz nawet same poprosiły go by opowiedział coś z swojego wczesnego dzieciństwa, gdyż one same jeszcze są za małe, a chciałyby z czasem opisać swój mały, wewnętrzny świat, w którym żyją i zawsze żyć będą. Ich świat, w którym posługują się swoim językiem. Balonikowy króliczek nie mógł im odmówić by opowiedzieć coś z swego dzieciństwa. Ich piękne buzie, uśmiechnięte, o wyraźnie zaciekawionych oczkach czekały na jego opowieści. Balonikowy króliczek wiedział, że będzie się musiał nieźle sprężyć i mówić niezwykle wolno i zrozumiale, by księżniczki były w stanie go zrozumieć i chociaż trochę z opowieści przyswoić. Wnet zabrało się całe mnóstwo dzieci i mógł przejść do opowiadań, które siłą rzeczy polubił, gdyż wiedział, że każdego dnia mniej więcej o stałej porze tłumy się zbiorą. Pierwsi, co najwcześniej kończyli przedszkole lub szkoły, a nawet mamy z mniejszymi dziećmi przybywały na długo przed tym nim ostatnie dziecko przybyło, co nieraz miało dwie lekcje w szkole więcej niż pozostali. Jednak zawsze czekano w spokoju na pozostałych i nikt nigdy nikomu miejsca nie podsiadał, każdy miał swoje miejsce. Czekając tak często odrabiano zadania, starsze dzieci pomagały młodszym, albo lepsi z danego zagadnienia tym słabszym.

Stolarz pan Korniczek zbudował podest nad rabatką, tak by Słońce do rabatki docierało, ale by w trakcie słuchania opowiadać mogło się więcej ludzi zebrać, a Ci co najdalej siedzieli mogli lepiej słyszeć opowieści siedząc jakby na podejście z pięknego drewna, które wkomponowało się w całość otoczenia tak jakby było tutaj od zawsze. Z czasem różna roślinność z zewnątrz podest obrastała i całkiem nie było poznać niedawnej ingerencji. Tymczasem owego dnia, w którym księżniczki poprosiły o opowieść balonikowy króliczek zaczął opowiadać.
W małym mieszkanku na parterze z brudnawym oknem z widokiem na łąkę, na pole, wieczorem jesienną porą, w ciepły, jeszcze jakby letni czas siedział chłopiec właśnie przy tym oknie. Na parapecie stał kwiat, który to chłopiec dostał od swej babci. Babcia mieszkało daleko. Chłopiec spokojnie siedział i patrzał za okno, które miejscami od jego czoła było przetarte. Wpatrywał się w to, co było widać, jednakże nie wiele było widać, ciemność dookoła. Była łąka, więc zdawało się, że zero tam atrakcji. Jednakże nad łąką na Niebie świeciły gwiazdy, całe ich multum. I to właśnie na nie ów chłopiec z zaciekawieniem spoglądał. Robił to często, gdy zasnąć nie umiał. Jego tapczan, na którym właśnie siedział był usadowiony pod oknem tegoż pokoiku. Nie znał się, która gwiazda jak się nazywa. Nie znał nazw gwiazdozbiór, ale wpatrując się w gwiazdy dostrzegał swoją wyobraźnią swoje kształty, swoje, czyli takie, które sam wymyślił. I sam sobie nazywał z biegiem pór roku te gwiazdozbiory. Jak wiadomo z czasem pojawiały się inne gwiazdy. A inne tymczasowo znikały. Dla niego gwiazdy maszerowały z wolna po Niebie, a on każdego dnia w tych samych gwiazdach znów inne kształty spostrzegał. I notował w swym zeszyciku swym drobnym dziubdziakowatym pismem, ale czytelnym niemalże nieustannie każdego dnia tak wiele różnych spraw. Tworzył nie tylko swój dziennik, ale wśród kształtów, które dojrzał, które zanotował, pięknie wyrysował nanosząc odpowiednie gwiazdy . Nazywał to wszystko swymi osobistymi gwiazdozbiorami i zawsze zeszycik nosił ze sobą, nie rozstawał się z nim na krok. W kształtach jakie dojrzał, wynotował i narysował i pięknie nazwał to np. jeden z jego gwiazdozbiorów nazywał się ciasto babci , albo chlebek z pieca mamusi, czy parasol tatusia a nawet miał swoją osobistą na Niebie fajkę dziadka, kwiatek we włosach swej siostry, czy też ołóweczek, którym notował. Te i inne kształty rysował i skrzętnie notował w swym zeszyciku. Dodam jeszcze wam, że owego dnia, jak każdego innego o tej właśnie porze pokój i otaczający świat był już przyciemniony, żadne świeczki już się nie paliły. Starsza siostra pod kominkiem spała, brat spał i lekko tarzał się na swym tapczanie pod zegarem. Spał pod zegarem, bo przygłuchawy był i mu to nie przeszkadzało. Młodsza siostra wierciła się, być może nie spała, ale nic nie mówiła, bo niemową była. Pokój ten z zewnątrz patrząc był okrągły, ale wewnątrz było widać jakie ściany naprawdę były , a mianowicie były owalne. W pokoju był jeszcze jeden tapczan, ale na nim nikt nie spał. A właściwie jeszcze nikt nie spał, bo brat, najstarszy z rodzeństwa chodził jeszcze na dworze, gdzieś z kolegami. A może i z koleżankami, albo jedną, swą dziewczyną. Miał wówczas już szesnaście lat, czasy były zgoła inne od dzisiejszych i rodzice pozwolili mu na większą swobodę. Mały chłopiec był z całego rodzeństwa najmłodszy, ale jeszcze nie spał. Patrzał przez okno w gwiazdy, a jego myśli wędrowały hen daleko. I tak sobie marząc zatapiał się w różne wizje, był niewątpliwie marzycielem, był romantykiem. Mimo swojego młodego wieku, ten mały chłopiec był człowiekiem o bardzo wielkiej spostrzegawczości, bo zauważył nieraz jak Gwiazdka spada z Nieba. Jaki wówczas szczęśliwy był, gdy spojrzał i dojrzał ten niebiański cud. Mimo, że jego okno było malutkie, mimo że tak nie wiele Nieba widział, to tak wiele dostrzec potrafił. Mały chłopiec być może przyszły naukowiec zasnął z głową opartą o szybę, nie słyszał, gdy brat po cichu do pokoju się wsuwał, nie poczuł nawet jak brat położył go na tapczanie i przykrył jego ulubionym tęczowym kocykiem i podał mu pod głowę niebieską poduszkę z smerfami.
Księżniczki zapytały, a kim był ten chłopiec? Balonikowy króliczek odpowiedział krótko: „Ja nim byłem”. Inne dzieci się zdziwiły, ale nie jego odpowiedzi, ale, że dziewczynki dopytywały jeszcze o coś, bo oni nigdy nie zadawali dodatkowych pytań. Pozostawiali opowieść tak jak balonikowy króliczek zakończył, ty razem dopytali.

W Autlandii organizowano koncert, koncert młodych, zdolnych artystów. Mieli wystąpić tacy artyści jak:
Kubon
Jr Królik
Double Tune
Bez matury
Bass
i inni.

Księżniczki w Internecie słuchały non stop utwór kubona, utwór ten stał się dla nich najlepszą muzykoterapią po odgłosach natury z ćwierkającym ptaszkiem na czele. Księżniczka Alicja i księżniczka Hania miały niesamowite poczucie rytmu. Królowa zapisała je na taniec, którego uczono w Autlandzkim młodzieżowym ośrodku kultury. Tam też wyrażono zgodę by do muzyki granej przez artystów na Pierwszym Autlandzkim Przeglądzie Muzzolandia dziewczynki tańczyły. Co okazało się wielkim sukcesem, publiczność była zachwycona.

Pewnego dnia wszyscy się znów zebrali by słuchać balonikowego króliczka, ale balonikowy króliczek bardzo grzecznie przeprosił mówiąc, że gardło go boli, że jeśli chcą może coś krótkiego napisać, a ktoś inny odpisze, albo zaproponował by któreś z dzieci coś opowiedziało. Wtedy to księżniczki spojrzawszy na siebie powiedziały może my? Wszystkie zgromadzone dzieci ucieszyły się z tego i były ciekawe opowieści księżniczek, które w swoim świecie niewątpliwie wiele przeżyć miały. Tak więc wspólnie na przemian opowiadały pewną historię, a mianowicie historię żółtego pingwina.
Żył sobie niegdyś pingwin o żółtym kolorze kto może niech wyobrazi sobie go, a kto nie umie wyobrazić sobie to niech narysuje sobie pingwina i pomaluje go żółtym, rażącym, słonecznym kolorze. Ale nie kredką, ale farbą odblaskową jak na znakach ulicznych. Ot właśnie tak ów pingwin wyglądał. Cały, wszędzie żółty, nawet oczy żółte miał. Czasem nie było wiadomo czy stoi przodem, czy tyłem do rozmówcy. Posługiwał się li tylko w pingwinim języku. Kaleczył tą swą rodzimą mowę, gdyż w jego krainie nie było ortodonty, a on miał pewną wadę od urodzenia. Jak sunął swymi, małymi, żółtymi stopkami po bieluśkim śniegu. To wyglądało to prze zabawnie, gdyż wszystkie pingwiny wokół miały czarne ubarwienie, a on był żółty, rażący. Zastanawiające jest skąd się wziął. Na to pytanie nikt nie odpowie. I właśnie pewnego dnia tego pingwina spotkała przygoda, Przygoda tak właśnie na imię miała mała sarenka. Sarenka ta płynąc na statku zabłądziła wraz z swym statkiem, rozbiła się o lodowe skały i statek poszedł na dno. Sarenka ta po lodzie na śnieżny kontynentalny ląd przedostała się. Była ona tak zabawnym i dziwacznym zwierzątkiem z białymi plamkami w tym miejscu na świecie, że jej jedynym przyjacielem mógł być tylko inny dziwak w tym terenie, a był nim niewątpliwie żółty pingwin. Tak się zdarzało, że pingwin czasem wchodził sarence na grzbiet i galopowali po bezmiarze lodowca. Jednak wieczorami i nocami, gdy Słońce było głęboko pod horyzontem, gdy wtedy temperatura opadała znacznie to sarence było zimno. Pingwin chciał jej pomóc, ale było mu ciężko i nie wiedział jak to uczynić. I zwrócił się do rady plemienia. Oni też nie wiedzieli jak sarence pomóc. Między sobą się zastanawiali, bo chcieli też pomóc, nie dyskryminowali jej i nie dyskryminowali też żółtego pingwina. Oni wszyscy byli bardzo mili, kulturalni i szanowali odmienność. Ale odmienność w sensie gatunkowym, ale nie odmienność w sensie moralnym. Jeden pingwin Casanova tak go zwali zostawił żonę dla innej, a gdy druga jego jajko wysiadywać mu kazała to poszedł do trzeciej. To takiego odmieńca co łamał zasadę jedna kobieta na całe życie przez swą zachwianą moralność, który w ten sposób zły przykład dawał innym i deprawował młodzież wygnano z plemienia. Ten biedak szukał pocieszenia w przygodnych romansach, aż w końcu raz foka go dorwała. Co dalej było, no cóż z pingwina nic nie pozostało. A ten żółty pingwin był w plemieniu, a sarenkę też przyjęli. W nocy pośrodku między pingwinami sarenka stała, a oni ją ogrzewali. Innego wyjścia wymyśleć nie potrafili. Raz sarenka pływać się nauczyła, ale pływała dziwnie , bo na grzbiecie, łapy do góry sterczały a ona uszami niczym wiosłami i ogonem niczym sterem poruszała. Ależ wtedy kraina ta pingwinia była wtedy roześmiana, bo jeszcze żółty pingwin na brzuchu jej siedział i jej mówił jak płynąc ma. Ona płynęła zawsze do tyłu. Głową patrzała w chmury i nie wiedziała jak skręcić ma i gdzie są lodowców mury . Jednak jej przyjaciel, żółty pingwin zawsze w porę ją ostrzegł. A ta ogonem nakierowała i zawsze lodowce mijała. Żyli w spokoju, w każda noc pingwiny sarenkę ogrzewały. W dzień, gdy słonce świeciło, mimo mrozu zawsze było cieplej niż w nocy, a promienie Słońca, gdy opierały się o jej brązowawe futerko to potęgowało uczucie ciepła, mimo, że wokół temperatura była ujemna. Minęły z dwa lata, gdy wyprawa z Australii dotarła do krainy pingwinów. Zobaczyli żółtego pingwina i sarenkę, jego przyjaciółkę i inne pingwiny z nimi się bawiące. Zrobili zdjęcia, napisali książkę, otworzyli w tej krainie rezerwat przyrody. Nie zabierali ich do zoo, chociaż sarenka może by tam lepiej się miała. Jeśli brać pod uwagę temperaturę, ale na pewno wolałaby wolność, gdyby miała wybór. W sumie jak każdy zdrowy na umyśle, żywy organizm wolała wolność, a w tym rezerwacie nie wątpliwie ją miała. Jednak coraz częściej do rezerwatu statki przypływały, ludzie pingwiny, szczególnie tego żółtego i jego koleżankę sarenkę oglądali. Liczne zdjęcia robili i się dziwili jak Ci tutaj żyją. Czasem ciepło się robiło, dużo lodowców stopniało, więc wśród pingwinów zgęstniało, więcej ich na metr kwadratowy przypadało. W stosunku do największych mrozów, teraz przy tych ekstremalnych roztopach na powierzchnię jednego metra kwadratowego przypadało aż o pół pingwina więcej. Jeden odważny z statku zszedł na ten ląd i wśród pingwinów zamieszkał. Żył tam kilka dni, mierzył pingwiny, a w pasie każdy pingwin miał osiemdziesiąt centymetrów. Także latem gęsto było, ciasno miały pingwiny, gdyż jeden do drugiego przyklejony był. Zimą mogli zluzować swe stosunki, ale zimno było, więc tak naprawdę między nimi zimą jeszcze bardzie się zacieśniało, a wśród nich była sarenka i był żółty pingwin. I czasem jakiś odważny badacz, co do tego nowo stworzonego rezerwatu przyrody zawitał. Jednak nikt nie ośmielił się naruszać prywatności pingwiniego kraju. I każdy pingwin żył na wolności. Każdy pingwin mógł dowolnie dobierać się w pary na całe życie, bo tak jest u pingwinów, że Ci są wierni. Był taki jeden już wspominany Casanova był zwany, jednak foka skończyła jego żywot marny, ale historia żółtego pingwina bardziej przyciągała uwagę. Po wielu latach sarenka przytuliła się do jednego z przybyszów z Australii i dała do zrozumienia, że chce popłynąć do swojego kraju, gdzie ciepło. Była ona już w podeszłym wieku, ale pingwin jej żółty przyjaciel opuścić jej nie chciał, a ona też żal opuszczać go miała, więc razem popłynęli. W Australii sarenka szczęśliwie długo pożyła, bo wiedziała, że wśród zimy, wśród pingwinów, mimo ich szczerej pomocy szybko i źle by skończyła. A żółty pingwin wrócił do swoich, z tego co widział w Australii, z tego co tam się dowiedział i z tego, co na swój pingwini sposób zrozumiał usiadł raz wśród rady pingwiniej i powiedział im to, a oni poprosili go by spisał całą tą historię. A on spisał i w ten sposób stał się nie tylko pierwszym, jedynym pingwinem wśród biało czarnych pingwinów na białym lądzie, ale stał się pierwszym pisarzem, który małym kamykiem w lodzie historię ową opisał. I każdego lata modlił się by przetrwało tego jego pingwinie literackie dzieło. Modlił się by ten lodowiec się nie stopił. Jego modlitwy się spełniły, bo mimo, że wszystkie lodowce wokół się stopił, to ten, na którym spisał tą historię stoi do dziś. Nie wierzycie? To udajcie się do pingwiniej krainy, a zobaczycie tam żółtego pingwina siedzącego na małym lodowcu, a wokół niego mnóstwo pingwinów biało czarnych, którzy dryfują po oceanie ku Australii, gdyż ich kraj, gdyż ich kraina już dawno przeminęła. Stopiła się i popłynęła wokół globu. Pozostał się tylko ten jeden lodowiec.
Na tym księżniczki skończyły swą opowieść, a wokół rozeszły się gromkie brawa , nawet balonikowy króliczek energicznie klaskał i uśmiechał się jak nigdy dotąd. Jednak za chwilę entuzjazm z tego, że księżniczki opowieść opowiedziały prysnął, gdyż każdy zasmucił się nad losem krainy pingwinów.

Czas Mijał spokojnie, cała Autlandia żyję odtąd w spokoju, a księżniczki już duże pannice są radością tak wielką, że nawet poza Autlandię. Autlandczycy do dziś przyjaźnią się z mieszkańcami krainy Dobrych Serc. Miejscem, gdzie księżniczki najbardziej lubią spędzać wakacje jest Elflandia, bawią się z elfami, które też są niżsi jak one i czują się wśród nich wyśmienicie.

Historię Autlandii opowiedziałem wam ja Duszek Kronikarz.

Dziękuję za wczoraj i dziś. Jutro króciutko. Kochani jesteście.

autor

AMOR1988

Dodano: 2016-08-19 07:15:53
Ten wiersz przeczytano 1198 razy
Oddanych głosów: 14
Rodzaj Bajka Klimat Ciepły Tematyka Dla dzieci
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (11)

Zenek 66 Zenek 66

Dobra maratońska bajka a wyobraźnia super
Pozdrawiam Amorku

jesionka jesionka

Amorek miał wielkie natchnienie i spisał historię
która mile wzrusza :) Serdeczności ...

BALUNA BALUNA

Rozpisałeś się Amorku ale przebrnęłam i
ogarnęłam.Wyobraźnia Twoja niesamowita.Pozdrawiam.

Ola Ola

Kolos:-) :-)
Pozdrawiam:-) :-)

sarevok sarevok

WoW, ależ się rozpisałeś :) niczym kolejna księga Pana
Tadeusza
pozdrawiam i głos zostawiam + :)

JadwigaP JadwigaP

Wyobraźnia serca, duszy ,pozdrawiam

Oksani Oksani

Duszku Kronikarzu. Natchniona historia, wzrusza...
Pozdrawiam cieplutko:-)

loka loka

Bajka super,trochę długa,ale ciekawa.Pozdrawiam.

waldi1 waldi1

że długi tekst ..to nic bo fajnie się czyta..

anna anna

masz niezwykłą wyobraźnię i wielkie serce!

Iris& Iris&

czas mija spokojnie czytając Twoją lekturę...
udanego weekendu:)

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »