Babcia i Opera
Moja babcia i mój dziadek,
dostali ogromny spadek.
Pochodzili z wyższej sfery,
gdy w modzie były rowery.
Dziadek jeździł na rowerze,
babcia zazdrościła szczerze.
Więc się także nauczyła,
i z roweru nie schodziła.
Babcia moja - przyznać muszę,
uwielbiała kapelusze.
Pełna szafa – skrzynia cała,
kapeluszy co nie miara.
Te od słońca - te na gale,
chociaż były bardzo stare.
A że była z wyższej sfery,
to rowerem do opery.
Na spektaklu tym być muszę,
więc wybiera kapelusze.
Ten z kwiatkami – ten z wstążeczką,
choć nie była już dzieweczką.
Deszczyk zaczął mżyć nie lada,
to parasol wziąć wypada.
Ten z falbanką i szpileczki,
będzie wygląd cud dzieweczki.
Wiatr się zerwał - psotnik stary,
babci spadły okulary.
Kapelusik trzyma wdzięcznie,
parasolkę w drugiej ręce.
A gdzie rower? – nie poradzi,
piórko jeszcze niech tam wsadzi!
Mam operę za dwa grosze,
błagam babcię – przestań –
proszę.
Pojechała – mówię szczerze,
w kapeluszu na rowerze.
Parasolkę też rozpięła,
a niech ją jasna cholera.
Ja ze śmiechu już nie mogę,
krzyżyk babciu masz na drogę.
Baw się dobrze w tej operze,
nie zapomnij o rowerze.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.