Bajeczka o miłości
Dawno, dawno temu,
Może rok, może pół,
- Zakochani czasu nie liczą,
Za górami, za lasami,
W odległej krainie,
- Jak inny wydawał się świat,
Była sobie Ona,
Jak innych takich tysiąc.
O miłości marząca,
Księciu na białym koniu.
Był i On.
Do księcia niepodobny,
Bardziej przyziemny,
Życiem się bawiący.
I gdy spotkali się Oni,
Miłość wybuchła wielka.
Szkoda tylko, że jedno
Nie dwa, żarem paliła serca.
On wiele mówił.
Choć nie wyznania miłosne,
Słuchała zakochana całą wiosnę.
Nadeszło i lato.
A potem też jesień.
I jego słowa nieco przycichły.
To ona słała zapewnień tysiące.
Z zimą On odszedł.
Co błękitne miała spojrzenie,
Spod włosów anioła.
A dusza diabelska, kusząca.
Ona została bez słowa,
Z raną na sercu.
Marzeniami w śnieg zepchniętymi,
I cierpieniem dość żywym.
Gdy wiosna nadeszła nowa,
Wrócił i On.
Wspomnieniem przygnany.
Nie znalazł, nie poznał.
Dziewczyny w nim zakochanej.
Nie było już młodej,
Naiwnie w miłość wierzącej.
Była niby Ona,
Lecz od Niej tak inna.
Gdy bez słowa nożem zabiła.
Tak się ta bajka o miłości skończyła.
Wyciągnij więc morał.
Jest on całkiem prosty.
Nie igraj chłopczyku,
Z sercem dziewczyny.
Skutki pierwszej miłości,
Bywają bardzo ostre...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.