Bal
Bal
lubią smak drogiego szampana
towarzysze w pewnym weneckim karnawale
przebierańce festiwalu
w roztańczonym Rio de Janeiro
strzelają korki od noworocznego
chardonnay
i prażona kukurydza
na pikowanych tapicerowanych krzesłach
podpierający smętnie ściany z boazerii
zagadani przy wenecjańskim stoliku
wśród kieliszków o wysokiej czarce bez
liku
i bez zrozumienia
razem ścieśnieni w tryptyku
nieskromny ksiądz w czarnej albie
buńczuczny lord-lowelas z podkręconym
wąsikiem
w wieczorowym fraku z satyny lub
nieformalnym smokingu
szpetna femme fatale bez seksapilu
w teatralnym make-upie
z jej brudnego kieliszka musujące wino
kapie
trudno im się odzwyczaić od swych
pierwowzorów
trudno być alfą i omegą
każda postać w walcu efemerycznych par
zatraca swą postaciowość
jak świeżość oryginał talii kart
i tyle warte ich alter ego
co tysiąc lat w potrzasku
a gondolierzy
wciąż krają prawdę mistrzowsko wiosłami
sterują gondolami
Komentarze (2)
Ładny refleksyny wiersz. Ładnie się czyta i miło
dowiedzieć się czegoś o takim balu. Pozdrawiam
serdecznie.
Życie po tamtej stronie oceanu
też dalekie od prawdziwego peanu.
Cóż - nigdzie nie jest różami usłane
poza ekranem.