BALLADA GRAMOFONOWA cz.2 ...
Basi i Zdzisiowi, za cierpliwe znoszenie mych żartów. Mojej żonie, za niezawodność. Czytelnikom tego wiersza, że znów czytają. tasiemca, trochę naiwnego...
BUDZIK wprawdzie mnie obudził, lecz tylko
na chwilę.
Po sekundzie znów chrapałem, śniąc już nie
tak mile.
Trochę było zamieszania, kilka pań
szlochało.
Pomyślałem, że z rozpaczy, co się
okazało?
Nie rozpaczy, a radości, były to
„podmuchy”.
Moją żonę wyściskały… Czyżby dla
podpuchy?
Grandzić wnet zaczęli wszyscy, bez
opamiętania.
Z różnych stron i takoż różne padały
pytania.
Zapytano mnie na koniec, co ja o tym teraz
sądzę.
„Sądzić mogą tylko Sądy, ja dzielę i
rządzę.
Sądy u nas, nie zawisłe, już nie wolno
wieszać.
Do tak zwanej polityki, wolę się nie
mieszać.
„Pan unika odpowiedzi, na moje pytanie.
W głowie panu namieszało to
prezesowanie”.
Z oczu miłej Pani Śledczej, biły
błyskawice.
A mitenki na Jej rączkach? Ring, boks,
rękawice...
Znana w kręgach literackich od wojny…
domowej.
Mąż niekiedy jej zarzuca: upadłaś na
głowę!
Wiersze piszesz, publikujesz, a co z eci
peci?
Na utarczkach i… pieszczotach czas im jakoś
leci.
Trochę było mnie jej żal, sama sobie
winna.
Takiej formuły elekcyi unikać powinna.
Nie gra w Lotto i w pingponga, refleksu
nie ćwiczy.
Teraz jej popłakiwanie to krzyk, w leśnej
dziczy.
Ona chciała być Prezeską, albo... Pani
Maria?
Widać mnie nie doceniały i stąd ta
„awaria”.
Ci, co z tyłu się rozsiedli niby
„incognito”,
niechęć do mnie wyrażali: „Chłopie! Na co
ci to?”
Jaka to jest sprawiedliwość, gdzie sens? A
logika?
Już gorszego na początku, trudno strzelić
byka.
„Częstochowa” zapanuje, na lirycznej
niwie.
Jeśli małpy zaczną pisać, wcale się nie
zdziwę!”
Grzmiał donośnym barytonem (nazwiska nie
zdradzę),
będzie przerwa, to „Soliście” jednak coś
„doradzę”.
Żona mocno przeżywała to dziwne
„spectaclum”.
Rację tak jak zwykle miała, tym razem „post
factum”.
Błyskawicznie oceniłem, wszystkie „za i
przeciw”.
Czasem nawet złym opiniom trzeba wyjść
naprzeciw.
Nie czekałem więc z decyzją nawet do
kolacji.
Odczytałem „wszem i wobec” akt swej...
abdykacji.
Wecker znowu zaterkotał, budząc mnie na
dobre.
Żona śmiejąc się stwierdziła: „Chyba śniłeś
Kobrę ?
Coś przez sen wykrzykiwałeś, że masz swe
alibi”...
Jak nic, horror przeżywałem, przykry, ani
chybi.
A tak, prawdę powiedziawszy, mam wspaniałą
żonę.
I na jawie (nie na wyspie) trzyma moją
stronę.
Dzisiaj nocny przykład dała, nocny lecz też
mocny.
Swą kruchością przypomina... wypiek
Wielkanocny.
Jeśli przeżyliście, to zamiast dedykacji, pytanie: czy zniesiecie trzecią i ostatnią wizję "Pleneru"?. Też tasiemiec, uzbrojony...
Komentarze (8)
Sławku zerknij proszę do Antologii, tam nasz DoCent
przedstawił się.
DoCencie dobry żart jest wiele wart. Pozdrawiam(y)
@Sławomir.Sad
A po co ta cholera?
Ja nie byłem na spotkaniu, ale czytam sprawozdania, z
ich bogatych treści, autor się wyłania.
Wspaniała relacja, ale przedstaw się do cholery dla
tych, co nie byli na spotkaniu. :)
To, że żona jest wspaniała - prawdę rzekłeś i to nie
sen.
A pisanie - po sprawozdaniu, długość wierszy raczej
zmień.
"Nażywo" jest w „GRAMOFONOWE REMINISCENCJE”
czyli,
GRAFOMAN W „GRAMOFONIE”, ale mam jeszcze trzecią część
"senną" pt. "Hulaj dusza", zamieszczę jutro
...Pozdrawiam.
Dawaj, bo fajnie się czyta.
Mam nadzieję, że w końcu się obudzisz i coś skrobniesz
o spotkaniu "na żywo"
Nie mam zbyt wiele czasu na Beja, ale do Ciebie
zaglądnę.
Z przyjemnością o spotkaniu przeczytałam.
Serdecznie pozdrawiam :)
rymy same Ci lecą...