Ballada o chędogiej niebodze
Chędoga nieboga
szkaradny pan
zadrżała podłoga
gdy poszli w tan
on gruby jak kłoda
czy drewny bal
ona zaś dorodna
niczym park w maj.
Chędoga nieboga, szkaradny pan
Kaizer walc tańcowali,
ona tak nadobna jak wiosną maj,
on spasły jak wieprz i stary,
ona wiotka, smukła jak łoza, ach!
te oczy zlęknionej łani,
w nich lazur lagun rajskich, poblask
gwiazd,
i nieb południa cyjany.
Jegomość zaś był dziadyga i wieprz,
jako się wprzódy rzekło,
tłusty, i śliski, i execrableu,
nie uwłaczając wieprzom,
kreatura, karykatura, wesz,
diabli go wiedzą takiego,
bankier, hucpiarz, poseł na Sejm RP,
szmondak, że szukać ze świecą.
Do okna księżyc przyklejał polik,
bo była akurat pełnia,
śnieg krzesał iskry, krakały wrony
nieszczęścia zwiastun, zła wieszczba,
bryłą tkwił w nocy pałac jak onyks,
w park biegła echem orkiestra,
mrok płoszył glanse łez żyrandoli,
mróz skrzypiał jak sznur wisielca.
A panowie i panie w balroomie:
garsonki, krawaty, fraki,
kotyliony, muśliny, tijule,
cherstonki, gorsy i sztrasy,
bluzki z Weschseide, plisy, koszule,
majoli woń w Crepe-satin,
tweedy, fulary, melanże bouclé,
welury, kokardy z tafty.
I jak karuzel wiruje wszystko,
kołami mandali niejako,
bębny i trąbki wtórują skrzypcom,
gdzieś pośród nich buczy fagot.
I światła tańczą, i pary płyną,
pawiment błyska mozaiką,
ponad głowami sceną antyczną
z Cesarskim w tan poszedł plafon.
W tanie zaś Pan Kloc sprośne dusery,
próbował na uszko szeptać
niebodze jasnej jak księżyc w pełni,
co twarz do okna przyklejał.
Ona nieszczęsna chciałaby zbieżyć,
ale maniery, modestia,
nie pozwalały jej na to, żeby
zniżyć się tam, gdzie tkwił ten drań.
Myślała jednak: — co za dziadyga,
amorek — fetor ex ore.
Też mi się znalazł cud apsztifikant,
czekaj, już ja cię urządzę.
I niczym fryga w tan się rzuciła,
bo była uknuła fortel —
tak go przegonić, że na metysaż
dziad z tchem wraz straci ochotę.
Podłogę muśnie w przelocie ledwie,
niby boginka skrzydlata,
i coraz szybciej, i coraz prędzej
wiruje, skręca się, wzlata.
I gna cap pędem krasny na gębie,
i sadzi susy — assapan,
tego owocu i tak nie zerwie
jak na plafonie król Tantal.
I trwa tan, wre w serpentynach, w trylach,
resztkami sił już pryk goni,
coś oczy jak śmierć ma ta dziewczyna,
on się utopi w ich toni.
Wtem! — grom w pierś! z nieb miecz! jezus
maryja!
rozjasny ryk, myśli rozbłysk —
gdzieś jest...była...nitrogli...ceryna —
już nic, już cisza, noc nocy.
Pisk dam na sali, gdy dziad padł martwy
z łomotem posadzki głuchym,
wrył tan, osadził na miejscu walczyk,
orkiestrę wstrzymał w pół nuty.
Cne dziewczę zwalił w synkopy lasy,
nieładny pejzażyk trupi,
jeszcze coś jakby uśmiech Hekaty
znikł za falami jej pukli.
Chędoga nieboga
szkaradny pan
zadrżała podłoga
gdy poszli w tan
miał być walc w ostrogach
był totentanz
chędoga nieboga
szkaradny pan.
Komentarze (13)
Świetny!
Kiedyś byłam na Sylwestrze, który zakończył się tak
jak w Twojej balladzie. Życie.
Pozdrawiam :)
Witam,
taaak o coś takiego podejrzewałam, a co się obśmiałam
to moje.
Pozdrawiam.
jastrz
Zaiste, to zawsze efektowniej, a i widok miał
przyjemny :)
Sotek
Dokładnie.
Dziękuję i pozdrawiam.
Dobrego humoru nigdy nie za wiele:)
Dobra ballada.
Pozdrawiam:)
Marek
Dziad może i obleśny, ale śmierci można mu
pozazdrościć...
staż
przekręcaniu słów? To już leciutkie czepiactwo ;)
jednak
staż
W imieniu chędogiej niebogi dziękuję za czujność :)
...stracił...
Nie tylko zgubił Autor "c" w Chędoga, ale i starcił
umiar w przekręcaniu słów.
Pomysłowa ballada i na wesoło, pozdrawiam :)
Leon.nela
Jak i tam tak tu dziękuję i pozdrawiam.
promienSlonca
Cieszę się, że podoba się, a już bardzo się cieszę, że
podoba się bardzo :)
Odpozdrawiam równie serdecznie !
Wspaniała Ballada, Bardzo, bardzo, podoba się.
Na TAK.
Pozdrawiam serdecznie.:)
czytałem chwilę temu na zaciszu piękny utwór i
pozdrawiam serdecznie