Ballada o poecie
Tekst już kiedyś umieszczałam, dziś po drobnych zmianach. :)
Kiedy był dzieckiem zamykał światło w
lustrzanym szkiełku.
Ono w niewoli zmieniało postać w przeróżne
rzeczy
ale najczęściej chciało pozostać słowem tak
czystym
aby móc nadać ostrość obrazom prawdziwym
dźwiękom.
Zaraz po deszczu w ciepłych kałużach topił
z radością
statki z papieru, które po chwili były już
niczym
kulkami błota ciskał z nadzieją, że kiedyś
jeszcze
zobaczy okręt, którego siłą nie można
zniszczyć.
Smutkiem zasypiał, za oknem rosły też
smutne drzewa,
były ostoją i przyjacielem i wrogiem
nieraz
im też powierzał swoje najskrytsze z serca
sekrety.
Zdumione trwały przed jego domem w zupełnej
ciszy.
Chłodem karmiło lato wieczorem dziecięce
ciało,
a serce czyste to i w granicach wartę
trzymało,
nie pozwoliło by chwilę smutku w radość
zamienić,
wydobyć z wnętrza iskierkę szczęścia, by
ktoś je cenił.
Na wyleniałym trawniku słońcem szukał
nadziei
pomiędzy tlącym się ledwo życiem widział
tak wiele,
zaklinał słowem, światem fantazji wracał do
życia
o dni burzowe modlił się cicho, nie stawiał
pytań.
Gdy brzask go budził światłość wpadała do
jego duszy,
płynęła chwilą stanem spokoju
błogosławionym,
nikt nie rozumiał z czego tak bardzo
wówczas się cieszył,
on w każdym ranku znajdował swoje wciąż
nowe cele.
Kiedy był dzieckiem zamykał światło w
lustrzanym szkiełku,
dzisiaj gdy dorósł lustrzane szkiełka
znajduje w oczach,
ludzi co widzą a nie potrafią prawdy już
dostrzec
i w ciemnych nocach, w których nie czują
mają swe miejsca.
Komentarze (17)
Dziękuję Loka :)
Dobranoc.
Piękny wiersz.Milo było przeczytać.Pozdrawiam.