ballada o rybaku(poezja śpiewana)
płyniesz do niej w wieczór wilgotny jak
lochy
księżyc leniwie świeci noc jest taka
niemrawa
harpun gotowy jest już do łowów rokoszy
nalegasz żądasz ona przesiąka tobą jak
deszczem trawa
jej naga skóra bez żadnych klejnotów
wciąż wąskie przejścia i małe wyboje
całujesz dziewiczą parę twardych rubinów
niespodziewanie ona na tobie już dryfuje
niosą się wśród żagli podniecenia nuty
ciała kołyszą się w takt drgań i uderzeń
magiczna kotwica twarda jak z granitu
wciąga ją w nieznane dotąd wirarze
płyniecie w sobie dalej zsynchronizowani
zmęczeni spoceni ona na górze to znów pod
spodem
księżyc penetruje dobę lubieżność się
pieni
krople w ekstazie spłyną po skórze
nasiąkniętej jodem
kołysze się pokój gwiżdżą szczęśliwe
oddechy
twarz spoliczkowana włosami twój język w
jej ustach tonący
zamknąłeś w twej sieci wszystkie jej wdechy
i wydechy
by zatrzymać je przy sobie gdy znów słońce
was rozłączy
Komentarze (1)
ale to przecież regularny erotyk jest :-) zresztą
całkiem fajny, ciekawe metafory, brak dosłowności i
czarodziejski świat seksu :-)