BALLADA O SKURCZYBYKU
(UWAGA: ballada nie dotyczy żadnej bejowej Aldony)
Tradycyjnie siedziałem przy knajpianym
stole,
Patrzyłem obojętnie w nazbyt zimną colę.
Gorzały nie piłem, w myślach
przeklinałem,
Gdy nagle weszła ona i wtedy zdębiałem.
To była ona – Aldona, przeze mnie
porzucona.
Bezwiednie na szklaneczce zacisnąłem
palce,
Poczułem kolkę w brzuchu i na pęcherz
parcie,
Gwałtowne powiek skurcze złapały mnie,
kurcze,
I wtedy zrozumiałem, że się w sobie
kurczę.
To była ona – Aldona, przeze mnie
porzucona.
Poczułem mego ciała znaczące
zmniejszenie,
Przecież obiecałem, że z nią się ożenię,
Zapewniałem, że kocham, choć myślałem
skrycie,
Że ją wkrótce porzucę, gdy się nią
nasycę.
To była ona – Aldona, przeze mnie
porzucona.
Ona szła w moją stronę kołysząc
biodrami,
Zmniejszając nieustannie dystans między
nami.
Nagle ... przeszła, bo mego kurczenia
wynikiem
Było to, że się stałem małym
SKURCZYBYKIEM!
To była ona – Aldona, przeze mnie
porzucona.
Komentarze (3)
fajny, z dystansem :))Pozdrawiam
Rewelacja! :D Ale mam nadzieję, że to tylko fikcja :P
świetne!