Baran, Baran
Baran, Baran - tak na mnie wołają
Moi znajomi – oni zawsze racje mają
Ale co ja mogę zrobić że mam sadła zwoje
Kiedy ja lubię jeść i to za troje
Schabowe pierogi kotlety mielone
Wszystko poprawie sosem oraz makaronem
Na deser to nawet 8 paczek draży
Gdy wchodzę na wagę- to przestaje ważyć
Tak jest niestety - Limit sto pięćdziesiąt
Wiec wejdę na taką, która jest dla
zwierząt
Tam skala jest większa - chyba nawet w
tonach
A gdy się nie zmieszczę to ze wstydu skonam
Wróciłem do domu, jednak nadal żyje
Lecz wciąż się objadam i bez przerwy tyje
Na widok kiełbasy ślinka mi cieknie
Jak Ona mnie ujrzy to chyba ucieknie
Wiec schowam się do szafy, lub lepiej do
łóżka
Lecz jak się okazało, nie zmieściłem
brzuszka
Co teraz mam zrobić, nie mam już pomysłu
Jak mogę się pozbyć kilogramów trzystu?
Ach jaki ja biedny, na sadło skazany
lecz pocieszam się tym, ze nie jestem sam.
Udam się wiec dzisiaj na terapie grupową
Lecz przed tym się najem zupą ogórkową
Przynajmniej ona, tak bardzo nie tuczy
Lecz mój żołądek jednak nadal burczy
Terapia nie zając może nie ucieknie
Wole się najeść i na koniec Beknę!
Komentarze (3)
Droga Edyto, rymy miały być jak to nazwałaś
"częstochowskie" dla mnie samego wiersz miał być
żartem skoro widzisz to inaczej to współczuję.
Dziękuje za wsparcie.
Przygnębiająca treść i wykonanie. Straszne rymy
częstochowskie. Całość godna współczucia. Powodzenia
na terapii ;-)
:D Uśmiałam się i to dobrze, boski wiersz... dziwota,
że na niego nie głosują i komentują...
Naprawdę świetny, pozdrawiam :D