Bestia władca śmierci -rozdział...
Pamiętacie pierwszy rozdział, który mroził krew w żyłach? Oto drugi, a będą publikowane kolejne.
"Bestia władca śmierci- rozdział
drugi".
02.11.2017r. czwartek 13:16:00
Nastała straszna nędza i jak tu patrzeć w
przyszłość? Przerwano ogień, gdy upadły
wszystkie wartości, ale tylko w oczach
owego wroga. Za przemoc i zniszczenia nikt
nie czuje się odpowiedzialny. Pytanie kiedy
w końcu partyzanci wyjdą z lasu? Wróg nadal
nie dawał za wygraną, teraz terroryzował
mieszkańców innych regionu kraju. Pytanie
jedno kim jest ta zakłamana gnida?
Do cholery jak można popełniać zbrodnię na
zwykłych mieszkańcach?! Dziwne w tym
wszystkim jest to, że znalazłem na
śmietniku dwa całe i zdrowe banany.
Szukałem jakiegoś głodnego, ale wokół nie
było nikogo żywego. Spotkałem w końcu
chłopca z raną w nodze, który był świadkiem
wielu morderstw. Zjadł banany poczym skonał
leżąc koło mnie, na jego infekcję nie
mogłem nic poradzić. To były jego pierwsze
i ostatnie banany. Może dzięki nim odszedł
chociaż o kropelkę krwi szczęśliwszy.
Znalazłem ludzi pracujących w polu i
wybuchające koło nich miny przeciwpiechotne
i granaty. Byli głodni, więc mimo wszystko
kopali ziemniaki. Wtedy z krzaków wyjechał
wóz pancerny i strzelał do tych ludzi jak
do kaczek, ale mnie nic zrobić nie mogli,
wszakże byłem postacią ze snu. Nie mogłem
patrzeć na rozstrzelanych, modliłem się na
różańcu, który pozostał mi po dziewczynce i
widziałem jak ona, jej śliczna buzia teraz
uśmiechnięta wyłania się z chmur i patrzy
na mnie. Jakiś granat grzmotnął tuż koło
mnie i się zbudziłem z różańcem z różańcem
w ręku.
Nieludzki los spotkał setki tysięcy ludzi,
a może i miliony. Jak przeżyli to zostali
przesłani, tam, gdzie nie ludzkie warunki
były gorsze niż śmierć tu na miejscu.
Jedynie spisane, a bardziej ustnie
przekazane historie ratują tych ludzi od
całkowitego zapomnienia. Fotografie
popalone, ale wspomnienia pozostają i to
wyraźniejsze niż najpiękniejsze malowidła.
Tłumy spoczywają w nieoznaczonych
mogiłach, a ich krew przesącza się ku
powierzchni, by z czasem użyźnić uprawę,
która na pewno się odrodzi. Na krwi
męczeńskiej musi rosnąć nawet
najwybredniejsze nasienie.
Piorą matki ubrania swoje i swoich dzieci
rzece, w rzece, do której spłynęło tyle
krwi ich ojców, mężów, synów. Powtarzają te
czynności, bo chcą być i by dzieci były
zadbane. Stale są w drodze, uciekają przed
czymś co jest złe, a co konkretnie nie jest
określone.
Domów nie mają, jedynie czasem po lasach
rozbijają jakieś szałasy. Idą drogą na nią
się załatwiają, nikt nie odważy się zejść
na pobocze. Tam czyhają złowrogie miny.
Trwa nędza, obozowe życie, niektórzy nie
znają innego świata, bo tam się urodzili.
Ich bliscy boją się, że tam też pomrą, z
głodu, chłodu, terroru, chorób, a także
kanibalizmu! Przez te senne wizje staję się
kronikarzem najstraszniejszej wojny, a może
jestem jej uczestnikiem i mam jakąś
halucynację trwając w stanie agonalnym?
Nagle wyszedł otumaniony stwór z bronią w
ręku, może z głodu zjadł grzyby, albo
jakieś rośliny o walorach halucynogennych?
Strzelił w powietrze, potem sobie w piętę.
Upadł na ziemię i zaczął z bólu jak wilk
wyć, poczym śmiał się do rozpuku.
Oniemiałem, on wstał i kulejąc podszedł do
skraju torowiska, spojrzał w dół i skoczył.
Miał fart, bo właśnie nadjechał pociąg z
piaskiem. A więc tu, gdzie teraz dotarłem
istnieje jakieś normalne życie? Spojrzałem
w oddalający się pociąg i zobaczyłem
wyłaniające się spod piasku nagie, martwe
ciała. Dreszcz przeszedł po plecach, to
jednak nie była normalność.
Kawałek dalej w przydrożnej budce, która
kiedyś była barem mlecznym. Mała
dziewczynka grała na połamanych skrzypcach.
Zastanawiałem się ile ta wojna już trwa?
Dziewczynka mnie zauważyła, wzięła
instrument i poszła za mną. Po chwili
szliśmy już razem. Po pewnym czasie dogonił
nas woźnica, posiadający bryczkę i jednego
konia. Usiedliśmy na drewnianej skrzyni,
dopiero, gdy schodziliśmy z niej w kolejnym
zniszczonym miasteczku, zauważyłem, że były
w niej granaty, a cała bryczka jest pełna
amunicji i broni. Woźnica na odchodne
powiedział do nas to dla partyzantki.
Nadleciał samolot, całe miasteczko to
jeden wielki poligon. Woźnica był już w
lesie, gdy moja towarzyszka znalazła swego
wujka i wraz z nich schowała się w szańcu.
Ja obgryzając paznokcie poszedłem dalej.
Serdecznie dziękuję i zapraszam ponownie.
Komentarze (13)
Ja za Anną...
Pozdrawiam AMOR-ku :)
Ze strachu przed wszelakimi bestiami, upiorami - tylko
Cię pozdrowię i podziękuję za pamięć :)
sen mara, Bóg wiara :)
za pomysł wielki +
straszne obrazy ( jak dobrze, że to tylko sny)
Jestem w wielkim podziwie za pomysły...
Milutkiego dnia życzę:)
3 wers od dołu
wraz z nich = z nim
Tym razem sen na okoliczność pamięci.
Dobre.
Zaciekawiles, zatrzymaes swoim tekstem i wyobraznia.
Nigdy wojen!
Pozdrawiam AMORKU.:)
Witaj,
jesteś dzisiaj w temacie wojny czyli zgrozy.
Nigdy wiecej...
Serdeczności łączę.
też zazdroszczę Ci takiej wyobraźni ....
... Twoja wyobraźnia robi wrażenie... Pozdrawiam :)
Wyobraźnia Twoją siłą, tylko pozazdrościć.
pzdr
Obgryzanie paznokci to zły nawyk
Fajnie Amorku
Pozdrawiam
Najbardziej zaskoczyła mnie bryczka w tych
okolicznościach.
O błędach nie piszę, bo wiem, że nie masz czasu na
poprawianie :)
Pozdrawiam :)