Bez pożegnania...
Gdy prosiłam o to, bym mogła
Umrzeć w twych ramionach,
Ty mi zaśmiałeś się w twarz,
popatrzyłeś jak na idiotkę i odeszłeś.
Myślałeś, że żartuję, nie żartowałam.
Myślałam, że mnie na prawdę kochasz,
Uczuciem tak silnym, że mogłoby skruszyć
głaz.
Lecz ono nie roztopiło nawet lodu w twoim
sercu.
W ostatnich dniach zabrakło ciebie.
Uczucie samotności dokuczało jak nigdy.
Odebrało wszelki sens i nadzieje
i sprawiło, że odeszłam w niepamięć.
Na moim pogrzebie zabrakło ciebie.
Siedziałeś sam w domu i gorzko płakałeś.
Pytam : po co ? czemu ?
Przecież nic w moim życiu nie miało
sensu.
Nie dałeś mi nawet szansy bym ci
wybaczyła.
Poszłam za aniołem o czrnych skrzydłach,
w nieznane bez pożegnania,
a w sercu niosłam głęboką ranę.
Którą zadałeś mi tamtym spojrzeniem
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.