Bez puenty
Budzę się pewnej nocy (czarnej jak rozpacz
i smutki),
- Przy stole siedzi diabeł nad butelką
wódki.
Ech, zycie, myślę sobie- jak ono mnie
zadziwia...
Bo co jak co, ale diabeł nieczęsto u mnie
bywa.
Jak taki diabeł wygląda, ktoś mnie ciekawie
spyta.
Jak zwykły chłop, odpowiem, tyle że ma
kopyta.
Myślę - przyszedł - niech siedzi. Po co? to
nieistotne.
Może po prostu diabły też czują się
samotne...
Niech siedzi. Niech tylko potem nie zaśnie
tu i nie chrapie.
...A może zagadać? A nuż- na wódkę się
załapię...
- Znacznie tu zimniej niż w piekle, dziś
bardzo mroźna noc.,,,
Może szanowny pan reflektuje na koc?
Księżyc się zbudził. Na ścianie zatańczył
rogaty cień.
Diabeł mi podał kieliszek- "masz, miałaś
ciężki dzień".
Skusilam się z ochotą (diabeł się znał na
swym fachu)
I piłam diabelską wódkę nie czując wcale
strachu.
Kiedy po piątym kieliszku chciałam mu
sprzedać duszę,
Wymruczał:"Wybacz, ale - opuścić cię już
muszę.
Nie tak być miało! Nie po to się miałem
tutaj zjawić,
Byś sama mi duszę oddała. Nie umiesz się
bawić.
Zabierasz mi robotę. Czy tobie się wydaje,
Że to się liczy jak ktoś sam duszę mi
oddaje?"
Znikł, mrucząc pod diablim nosem "Co za
życie przeklęte..."
I w akcie desperacji zabrał mi koc. I
puentę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.