Bez śladu
opowiadanie gwarowe
Bez śladu
Jako dziecko przytulałak sie do wielkik
granitowyk wygrzotyk w letnim słonecku
skoli na Weskowiańskiej Polanie.Skoli było
straśnie duzo tak jako w holak, pomiędzy
jałowcami rosły pochniące storcyki, kocie
łapki i grzyby rydze i piestroki....
Cyściućko woda płynyna potockami ku więksej
wodzie pod Hrube pod borem...
Skole jak jakie skarby świyciyły sie mikom
i kolorowymi malućkimi skołkami wtopionymi
w te wielkie.Malućkie skołki we wodzie tyz
były takie zacarowane i świeciyły sie i
migotały w tyj cyściućkiej wodzie...Byłak
pośrodku tego piykna scęśliwo choć bose
nogi podropane od dziubatej trowy,ostów i
innyk trow poraniyły mi nie roz malućkie
nozki do krwi.Potockowo woda wyrucała casem
na trowe piosek.Zbierałak go do wiaderka i
nosiyła do sópki,mama wkładała go do
worecków,nagrzewała w piecu i okładała nim
chore bolące stawy...
Mamo pytałak sie nie roz skąd te syćkie
kolory skoli sie bierom i cemu som jest
takie kolorowe i świecące ?
Mama zaś opowiadała o zbójnikak co chowali
zrabowane skarby w holak,w głębokik
jaskiniak, coby ik nik nie naloz.Podobno
telo duzo było tyk skarbów ze suli do
kotlików, becek,skrzyń i chojcego
jesce...Ale ziandary wyłapowali ik i
zapierali za kore w piywnicak zomków możnyk
ludzi abo w hereście...Inni ś nik
zaniemogli abo poumierali ze starości...Cas
tyz zrobiył swoje, zasuł syćko ziemiom,
zaloł wodom.
Temu teroz od tyk skarbów skały w ziemi
biołe, granatowe, siwe, zielone,zółte abo
malinowe a inne corne bo kozdo śnik mocyła
sie koło innego kotlicka...
Coby więcej siana urosło na polanie trza
było syćkie skały pozbierać,wykopać potocki
garabami uregulować,totyz nosiyłak na kempe
malućkie skołki we fartusku a tata te
więkse i duze...W wolnej kwili wyciągałak z
wody malućkie kolorowe skołki ftore mama
nazywała krzemieniami, mika świyciyła sie
we wodzie do potęgi a mnie sie widziało ze
to śniegowe gwiozdecki pochowały sie w tyj
potockowej wodzie...
Przybacujem se choćkie tyn cas i syćko cok
wtej przezywała, zazierom tam nie roz ale
syćko sie podziało i skole i potocki ino
jesce w jakiej leśnej zochylinie dziwaś
kany kwitnom moje ukochane storcyki i
pochnom jako tamtem cas dzieciństwa, ftory
sie podzioł i ni ma po nim śladu jako i po
nos nie bedzie....Haj.
Komentarze (17)
Pięknie choć przyznam ze nie wszystko załapałem ale
zakończenie właściwe:)) Pozdrawiam z plusem:))))
Wspaniałe i chwytajace za serce wspomnienia o trudach
i pięknie życia wśród natury i w kochającej się
rodzinie.
Pozdrawiam z ukłonem:)
Przepiękne opowiadanie, czytałam już bez logowania
się, a dziś wróciłam :)
Takie wspomnienia to dar.
Pozdrawiam serdecznie :)
niby to opowiadanie, ale dla mnie to najczystsza
poezja;
pozdrawiam Przezacna Skoruso
Takie wspomnienia to skarb ukryty głęboko w sercu.
Dodatkowo opowiedziane gwarą to prawdziwe cudeńko.
Miłego dnia Skoruso :)
Przepięknie. Pozdrawiam :)
zauroczona jestem twoja gwarą
Miło było przeczytać. Pozdrawiam autorkę:)
Miło było przeczytać. Pozdrawiam autorkę:)
och to były czasy - gdyby tak zamiast tego
koronawirusa przez tydzień tylko Bóg przywrócił
tamtejsze - niechby młodzi zobaczyli co przez ten
tydzień utracili = wtedy nie narzekaliby, że teraz
mają źle. Naprawdę ŹLE było i jest tylko w czasie
wojen, kiedy giną ludzie, a w czasach pokoju wystarczy
ruszyć głową i iść na łowy. Nie czynić nikomu zła to i
los taki tobie wszystko da.
Miło poczytać.
Witaj Skoruso, sprawiłaś że przeniosłem się w ten
cudowny baśniowy świat widziany oczami góralskiej
dziewczynki, a świat dzieci jest najcudowniejszym,
kolorowym obrazem, a napisany tak pięknym językiem
sprawia, że wszystko ożywa w tym wspominaniu...
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego dnia :)
ja też zbierałam ładne, wypolerowane kamyki i nosiłam
w kieszonkach, biegałam po łąkach i lasach...
Ech, cudowne dzieciństwo...
Bardzo ciepłe wspomnienia, pozdrawiam serdecznie.
Piękna historia, przypomina mi
moją babcię, która miała receptę
na różne bóle i nie tylko.
Pozdrawiam serdecznie