Bez tytulu
Dom- dzieci, my, wy, oni
z gliny ulepieni bardzo podobnie
wyzezbieni wielu z podobnymi,
brakami, rozdarci, rozgorzyczeni
kalectwem dotknieci i bieda.
Miloscia potem zdrada.
Tesknota za ojcem lub matka
krzyk, placz bitego dziecka
przerazenie strach w oczach
zony, matki na widok pijanego
meza lub ojca
brud belkot przeklenstwa z ust
chamskiego pijaka.
Bzdek rozbitego szkla
trzask zlamanego krzesla
pas, razy zadawane
raz po raz niezliczane.
Skowyt pragnocych i glodnych
bitych poniewieranych
jak wilkow wycie wieczorami.
Talez roztrzaskany, porozlewana zupa
okruchy rozsypane jak ziarna w ziemie,
tyle ze nie wzejda.
Potem tylko glodni nienasyceni
zdesperowani wychudzeni
z lekeiem w oczach
wystraszeni,
uschnieci niemogoc ustac.
Żre cos od odsrodka
krew wypija czerwona w bialo zamienia.
Suchosc zostaje chwiejna, ulotna
w gore od ziemi.
Skorka wisi klapnieta niespeczniala
lekarstwo co by zlepilo zepsute
w zdrowe obrocic nie dalo.
cierpienie, bolesc, ciche jeczenie
wzywajac Boga na ukojenie.
Tabletka bolesc w uspione zamienia
by bolesc w nieczuciu zostala
wszytko jedno by nie bolalo
by sie wreszcie skonczylo
by sie stalo co sie stac mialo.
Dostac sie w obloki ukojenia Boga.
Komentarze (2)
hipontyzujacy wiersz..czyta sie jednym tchem, wczuwa w
sytuacje..pieknie
łza się w serce ciśnie że są ludzie któży świat
czyniom takim podłym Niesamowita poezja o brzydocie