bez tytułu
Śniłam że jestem psem
Radośnie merdałam ogonem na Twój
widok
Szczekałam głośno opowiadając o wszystkim
co przyniósł dzień
Łasiłam się do tych nóg szukając
pieszczoty
Czekałam cierpliwie pod stołem na
resztki ze stołu
Przynosiłam patyki i pogubione pod
łóżkiem kapcie
Ale ty zły byłeś na mnie że
hałasuje
Że gubię sierść na twoich spodniach
Że pantofle mają ślady po zębach
A pod zapach mokrej sierści odbiera ci
apetyt
Pewnego dnia zabrałeś mnie na spacer
Kazałeś czekać pod przydrożnym
drzewem
Drzwi trzasnęły zapach spalin, długo
drażnił moje nozdrza
Nie wracasz widocznie byłam złą suką
Komentarze (2)
Podsumowałbym tak ; Ryba psuje się od głowy, a
człowiek od serca.
miłość to nie poddaństwo i upodlenie, nie może być za
wszelką cenę, przejmujący wiersz