Bezdomny
milczę
blednie duszy światło
już prawie śpię
pod szyję naciągam
kołdrę zimową
uszyły ją z nocnej mgły
moje przeszłe uczynki
jeszcze tylko kamień
pod głowę podłożę
ludzkie współczucie
ogrzeje mnie mrozem
na rozgrzewkę likier
na kościach
strzemienny na drogę
nie pomodlę się
nie zaklnę
utopię gwiazdy w oczach
potem jedna
spadnie
Komentarze (3)
Bardzo smutny o bezdomnych ludziach wiersz. Wracając
wczoraj późnym wieczorem z pracy, podeszła do mnie
starsza pani że chce jeść, pobiegłam szybko do nocnego
sklepu, kupiłam jej bułki słodkie i dałam, było to we
Wrocławiu przed dworcem P.K.P. Po chwili pomyślałam,
że mogłam jej dać napój słodki miałam przy sobie,
znalazłam tą kobietę, ukryłam się między ławkami i co
zobaczyłam. Biedna, starsza pani, chyba nie chciała
bułek, lecz kasę niby na bułki, siedziała na ławce z
dwoma panami i popijali alkohol, paląc papierosa, za
papierosem. Byłam zła, chciałam jej pomóc i pomogłam,
ale nie na taką pomoc ta pani liczyła, tylko na kasę,
żeby mogła kupić dobie jakieś tanie winko. I takim
sposobem taka osoba zniechęca tych, co chcą pomóc. Czy
można uwierzyć w to co mówią? - że są głodni?
Pozdrawiam
bardzo smutny ...los bezdomnych jest tragiczny
zimą...szkoda ludzi ...
pozdrawiam :-)
ciekawy choc smutny wiersz pozdrawiam