Bezimienny
Idzie to on on jest bezdomny
pomięty skurczony nieświeży bezbronny
wśród głuchych spojrzeń mija ulice
nikt nie zagląda w jego oblicze
Przed siebie bez celu ze wzrokiem ku
ziemi
stąpa członkami przemarzniętemi
jak zjawa ten człowiek nie z tego świata
ogół przechodniów ma w nim wariata
A on przemierza szlakiem obranym
ulice śmietniki tak żyje przegrany
spokojnie nie trwożąc idei zbawienia
cóż jeszcze w życiu ma do stracenia
Kim jesteś człowieku? Pijakiem ułomnym?
Człowiekiem? Czy człowiek bywa
bezdomnym?
Nie masz rodziny nie masz schronienia
ni duszy przyjaznej do pocieszenia?
Każdy kto żyje ma utrapienie
lecz radość pozwala podnieść zwątpienie
tą siłą jest przyjaźń miłość zażyła
wiec gdzie Twa rodzina duszyczko miła?
On nic nie mówi zwiesił spojrzenie
w zmęczonych oczach spostrzegłam
łzawienie
być może to z myśli której wciąż pomny
jak został w życiu człowiekiem bezdomnym
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.