Bliskie spotkanie trzeciego stopnia
Kiedyś sołtys w Starych Budach natknął się
na ufoluda
Wracał z baru po północy, stanął , patrzy,
przetarł oczy
które zaszły lekką mgiełką. A w oddali co,
światełko.
Wkoło ciemno, droga śliska, a to jakoś
dziwnie błyska
przez przydrożne niskie krzaki, jakby mu
dawało znaki.
I wydało mu się głupie, że błyska w jego
chałupie.
Więc choć miał początki kaca, poszedł
sprawdzić. Taka praca.
W pół godziny z bólem głowy stanął pod
oknem alkowy,
skąd jak zauważyć łatwo wydobywało się
światło.
Zajrzał. Jęknął „Cudów nie ma”( a w
młodości czytał Lema
tak jak inni mali chłopcy) „Cudów nie ma,
to są obcy”.
A to upewniło chłopa, że wokoło pachnie
ropa.
Czyli obcy jako żywo przylecieli po
paliwo.
Ten odłączył się od grupy i wpadł do jego
chałupy,
a teraz śpi jak zabity bo się napił
okowity,
którą całkiem zaskoczona go poczęstowała
żona.
Spojrzał znowu. Padł na ziemię. A że nie
był bity w ciemię,
wyjął kartkę i długopis, by sporządzić tego
opis.
…… „ Ja, Stanisław Kalinowski, sołtys
naszej małej wioski,
co nie wierzy w żadne cuda zobaczyłem
ufoluda.
Leży u mnie na kanapie. Chyba śpi, bo
głośno chrapie,
a spod kołdry do podłogi zwisają mu cztery
nogi
jakoś dziwnie odwrócone. Dwie w jedną, dwie
w drugą stronę”
Dalej już nie było łatwo, bo w chałupie
zgasło światło,
a i on zmęczony wielce po sensacjach i
butelce,
zasnął i śnił dalszą sławę z głową
zaplątaną w trawę.
We śnie widział jednym okiem jak zapoznał
się z ufokiem
i prowadzi swego gościa na początek do
proboszcza,
by go ochrzcił, wyspowiadał, dał komunię i
pogadał
tak jak tylko on potrafi, oraz przyjął do
parafii.
Potem, w środku sennych marzeń z „obcym”
siedzi w swoim barze,
a dzięki kosmicznej wiedzy pije on a z nim
koledzy.
I każdy się z gościem gości pośród ogólnej
radości.
Błogi sen mu przerwał kogut, który nagle
zapiał w progu,
więc się zerwał myśląc zasię, że zobaczy w
pełnej krasie
pozaziemskie dziwowisko. Że za chwilę
będzie blisko
czworonożnej tej poczwary. Spojrzał w okno.
Co za czary.
Izba pięknie wysprzątana. Żona krząta się
od rana.
A z patelni na ulicę czuć wspaniałą
jajecznicę.
No więc wstał, opuścił krzaki. Po drodze
zrzucił gumiaki
i od progu rzekł „Kochanie, czy miałaś
bliskie spotkanie?”.
I tu hałas na podwórzu. Patrzy, a w
tumanach kurzu
z szopy co jest przy oborze ktoś wyjeżdża
na traktorze.
Raczej chłop a nie kobieta, bo tak
przemknął jak rakieta.
W pośpiechu mu płot rozwalił i rozpłynął
się w oddali.
Sołtys otarł pot na czole, kartkę rozłożył
na stole
nie czekając na śniadanie tak zakończył
sprawozdanie.
……..”Jakem sołtys w Starych Budach sam
widziałem ufoluda,
ale mi o rannej porze uciekł z domu na
traktorze.
Potem zasnął tak przy stole, wtedy żona pot
na czole
wycierając i na nosie, wyszeptała „Udało
się”.
Komentarze (9)
Fajnie i z humorem.Pozdrawiam:)
Draczne,dobrze się czyta.
Pozdrawiam serdecznie:)
I wilk syty i owca cała
zabawny, choć wolę krótsze:)
i na nosie/ udało się - super ten rym, z
rozśmieszającym akcentem:)
/tak nie do końca, ale jednak/
po przeczytaniu skojarzyło mi się z Big Bang -
Kondratiuka A.
doborowa obsada- Janusz Gajos, Roman Kłosowski, Ludwik
Benoit, Zofia Merle i inni...
świetny i ten alkohol!!!!!!, tradycyjnie, hm.... czy
tylko????,
pozdróweczka
buziam
moje skojarzenie sięga hm... głębiej, ale zostawmy
skojarzenia
fajny z humorkiem
pozdrawiam:)
On zadowolny a Ona rada , rada:)
Dzięki za uśmiech. Miłego dnia.
Wciagajace tekst duze brawa pozdrawiam
Z przyjemnością przeczytałam - wciąga. Pozdrawiam