Bliżej mi do środka
Bliżej mi do środka,
niż do krańców strony.
Bo cóż mnie tam spotka,
będę rozżalony.
Stanę tam nijaki,
samotny z rozpaczą.
Otulony w znaki,
które nic nie znaczą.
Odurzony chwałą,
co nie zaistniała.
Przez chwilę coś grało,
nuta gdzieś przebrzmiała.
Odeszła spokojnie,
i ucichła szałem.
Mogłem żyć dostojnie,
tak to planowałem.
Bliżej mi do środka,
bardziej się kojarzy.
Tak miłość mnie spotka,
tam potrafię marzyć...
Komentarze (4)
To paradoks wiary. Niby powinniśmy pośpiesznie dążyć
do brzegu a jednak zwlekamy na siłę z dotarciem tam.
Ktoś kiedyś nazwał to ludzkim odruchem:)))
Gdybym gał - na gitarze - pociągnąłby ten wiersz przy
końcu tzw. prywatki - imprezy z lat
siedemdziesiątych.. - A włąciwie - już po - przy
zmywaniu wspólnym naczyń - przed snem. -Nie wiem
dlaczego czuje taki klimat.
Tak na zmęczeniu, "na fleku", ale - na luzie.
Pozdrawiam Grandzie:)
od tego krańca trzymać się jak najdłużej, bo i tak
czeka nas nieuchronne z nim spotkanie.
Nikomu się nie spieszy do krańca.
Czy w ósmym wersie nie miało być "które"? Miłej
soboty:)