Błogosławieństwo i przekleństwo...
Może i zły tytuł...
Moje życie jest łączone,
Poprzez uczucia zupełnie rozdzielone.
Smutek, nostalgia, żałość,
Szczęście, radość, miłość,
One czynią mnie swym niewolnikiem,
Jestem tutaj, jakby złym wilkiem,
Odrzuconą przez ludzi pokraką,
Do której wciąż pretensje posiadają.
O nic, bez powodu,
Odrzucają mnie, nawet jak konam z głodu.
Dobra, niech im, będzie,
Znajdę sobie miejsce wszędzie.
Wiersze mnie uratują,
Ja je kocham, a one mnie miłują.
Są ze mną cały czas, tulą do snu,
Nie nawołuję ich, nie wołam „chodźcie
tu”,
Gdy widzą, że cierpię, zaraz się
zjawiają,
Głaszczą i ciągle pocieszają.
Są moim błogosławieństwem,
Ale i także przekleństwem.
Dzięki nim mogę odetchnąć,
Przez nie żyję w smutku.
W każdego staram się życie tchnąć,
Jednak zawsze pogrążam się w żalu.
Wesołego nie napiszę nigdy,
Wiem, że to ja jestem temu winny.
Smutne przemawiają do każdego,
Wesołe do prawie żadnego.
Mimo iż nikt nie lubi o smutku czytać,
Piszę tak, by się wyciszać.
Przekleństwem jest jeszcze dlatego,
Gdyż nie mogę żyć bez niego.
Muszę coś pisać,
Inaczej wcale, jakby mnie nie widać.
Cierpię przez nie też nie raz,
Czasami trzeba po prostu rzec
„pas”,
Zaprzestać na troszkę,
Wrócić do nich po kilku dniach.
Wziąć wolności próbkę.
Może odpowiedzi będą w snach.
Mało kto mnie zrozumie,
Jednak za zrozumienie, pięknie dziękuję...
...ale mi się podoba.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.