Bo jak...
Otworzyłem usta, choć gardło ściśnięte,
by głos jakiś wydać, nawet oszalały.
Ale wciąż milczące, czarem złym zaklęte,
ni dźwięku wydobyć z czeluści nie
chciały.
Język kołkiem stanął, drętwotą objęty,
myśl się skołtuniła chwycona niemocą.
A czas choć pokornie, wydawał przejęty,
dzień swój wyszukiwał z barw zsyłanych
nocą.
Wtargnąłem swym czarem w głębinę
jasności,
próbując oświetlić chociaż część
piekielną.
I mimo zawziętej w sobie cierpliwości,
nie zdołałem wolę wydobyć daremną.
Nikła pod pokładem okrutnej zawiści,
przysypana brudem rzucanym na ściany.
Bez żadnej nadziei, bez krztyny
korzyści,
czułem brak miłości, klęską załamany.
A usta w okrzyku zamarły daremnym,
ni dźwięku z czeluści wydobyć nie
śmiały.
Bo jak przeciwstawić zamierzeniom
ciemnym,
wrażenia co bielą stać się bardzo
chciały.
Komentarze (3)
ostatnia zwrotka jest moim zdaniem podsumowaniem
treści i jej komentarzem
a wers "nie zdołałem wolą wydobyć daremną"
spodobał mi się
hmm..czasem nasze starania idą na marne ,mimo naszych
dobrych chęci...ciekawe przemyślenia
Podoba mi się bardzo Twój wiersz,ale najpierw
przeczytałem cały i jeszcze raz od dołu do góry w
pełnym skupieniu-teraz dopiero zrozumiałem wartość
Twoich myśli..powodzenia