Bóg ubiera mnie w czerń
Może jestem grzesznikiem w swoim życiu,
może zasługuje na śmierć…
Próbuję odnaleźć nadzieję,
I nigdy nie wrócić...
Jestem otwartym grobem,
z którego uciekam nie umarła…
W psycho-dramatach napisanych z wyższego
nakazu,
uwolniona by plądrować...
Niebo rozdarte od spodu…
Przywołuje mrok
z pocałunkami w wieńcu mgły,
wypełzając jak zjawa z cieni by zabijać
duszę…
Oszalałe dzwonnice,
brzmią łkającym głosem a ja…
wiję się w letargu, sterroryzowania,
naga
kaleczona pod kolczastą pieśnią
wiatru…
Mrok wypełnia me serce, choć
nieuleczone
Witając noc…
Gdzie niema nikogo prócz mnie...
Komentarze (4)
Świetny wiersz, dramat połączony z nadzieją, która też
została w nim zawarta. Czytałem kilka razy zagłębiając
się w myśli autora i myślę, że choć troszkę w nie
dotarłem, bo dostrzegam w nim piękno, które
przyodziane zostało czernią. Oby tylko nie za długo.
Pozdrawiam
z wiersza bije swoista dramaturgia
ale zgadzam się, żę jest odrobinę nieuporządkowany
mimo wszystko bardzo mi się podoba
Po pierwsze, wielokropek to trzy kropki, większa ich
ilość nie wpływa na treść wiersza. Bardzo chciałam go
zrozumieć. Przeczytałam kilka razy. Fakt, jest w jakiś
sposób dramatyczny.
Przydałoby się posegregować go w zwrotki. Jest jakby
niepoukładany a jednak ma coś w sobie co sprawia, że
podoba mi się on...