Boskie spojrzenie
Z zamkniętymi oczami
krwawię
Dostrzegam twoją obecność
odnajdujesz mnie znowu
Zawsze chwytasz mnie za gardło
patrząc bez współczucia...
Wierzchem dłoni
odganiam skrzydlate duchy
Spętany słabością
pragnę twojego spojrzenia
Nie odróżniam już dobra od zła
naznaczony śmiercią...
Pozrywane nitki wieczności
na koniuszkach palców
porwane strzępki
Przykuty do ściany płaczu
nie dosięgnę już własnych myśli
okruchów rozsądku...
W objęciach lodowatych płomieni
drgawek agonii
Wytropiłeś mnie Boże
czarem wiecznego życia
Patrz uważnie, bo umiera
twój stwórca...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.