Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Brukarz Karpokrates

Karpokratesowi po wieczornej modlitwie różańcem z żyletek,
na ostatniej wieczerzy,
w szparze między zębami,
zaklinowała się zsunięta z włosa cebulka,
przypadkiem zgryziona bywa gorzka i trująca.

Włos zebrany pocłunkiem brodatej głowy,
przyniósł same nieszczęścia,
od spróchniałego starca,
któremu resztę świetlistego ciała skradł Jan Chrzciciel.
Dawniej jeszcze przed zapuszczaniem brody
i pocieraniem lica ściernym papierem,
była kobietą, żoną o imieniu Helena, w permanentnym makijażu,
zawsze gotową na to co najmilsze dla głatkiej buzi.

Po pełnym przeobrażeniu i odpadnięciu od ciała,
głowa mieszkała w lodowym tabernakulum na górnej półce pustej lodówki,
tu pleśń i bakterie nie miały co robić,
więc się pożegnały rozkładając.

Zakochana głowa Heleny służyła,
światłem nocnej lampki,
ciepłem olejowego grzejnika,
wystawiona dla żartu wieczorem na oknie,
rozbłyskiwała jak morska latarnia,
mocniej niż fluorescencyjna Maria.

Karpokrates był dobrym mężem i pracownikiem,
układał bruk na krzywych chodnikach, dróżkach do nikąd,
Po zgryzieni cebulki zamiotły w nim halucynacje,
wizje brutalnych orgii brodatych kobiet, z zarośniętymi pleśnią wężami
wypełzającymi z każdego otworu ich ciał,
plujących jadem na tych co pod krzyżem,
stopione w jedno płody po kończącej wszystko aborcji.

Głowa coraz częściej płakała resztkami łez,
nie namaszczana bez wilgoci, wyschała jej skóra, odpadając jak tynk,
zapadały się policzki,
kuleczki oczu się poturlały,
zęby coraz mocniej piłowały.

Karpokrates nie wytrzymał,
lodowe tabernakulum od prądu odłączył,
różańcem z żyletek skóre pozrywał jak rasowy święty,
pętelkę na szyję zarzucił,
guzik w rozporku zapiął,
nocnik podstawił,
stołek odepchnął.

A jeszcze półtorej eonu temu zarażony wolnym duchem,
raz w miesiącu lubieżnie pudrował nosek watką z gęstą krwią,
by przyszłego życia nie zmarnować,
mawiał oddaję co mięsne mięsu, a co duchowe ? duchowemu.
Ostatnio się leczył z lenistwa,
drapiąc w czoło siebie i żone,
szukał lekarstwa, pragnął tu żyć wiecznością.

Na samym dnie nocnika, obok ostatniej woli zostawił,
przepis pradziadów, którego nigdy nie wypróbował,
na słodką kuleczkę otoczoną ciastem z niespodzianką,
przysypaną kokosowym śniegiem.
Mały Praatom.

autor

pro-gnostyk

Dodano: 2012-10-10 10:46:51
Ten wiersz przeczytano 731 razy
Oddanych głosów: 4
Rodzaj Bez rymów Klimat Mroczny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (3)

AAnanke AAnanke

Wiersz szokuje. Dobrymi chęciami ...piekło
wybrukowane. Tyle tu pięknych elementów biblijnych, a
życie niepiękne... no cóż jednych Biblia chroni a
drugich...przerasta. Mnie przerosła puenta wiersza,
ale jeszcze go drążę ( bo i on nie daje się zbyć).

DoroteK DoroteK

i zaczęłam czytać... i nie mogłam przestać, aż do
ostatniej kropki; niesamowite

MisPikus MisPikus

No, wiem, wiem...nie wszystko trzeba w Zyciu
rozumieć....

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »