Brzezina
Nocny szelest liści brzozy szepce mi do
ucha słowa,
których ukrytego sensu nie wypowie ludzka
mowa.
Słucham tych sekretnych treści by wydobyć
sens zawiły,
wyłuskane z szumu brzozy zdania nabierają
siły.
Śpiewa noc swą pieśń ponurą, póki gwiazdy
jej nie przerwą.
Wraz z księżycem, blaskiem jego na
firmament nieba wbiegną.
Gdzieś po licu łza spłynęła, nieświadoma
losu swego,
wprost do ucha wyszeptała sekret dotyczący
tego,
co spowitej mrokiem brzozie gwiazdy
blaskiem oświetliły.
Nie istnieje, to już koniec. Przybył nocą
śmierci goniec.
Poczuł życia woń zwietrzałą, upodlenia z
wieczną chwałą.
Usiadł nad człowieka trupem i popatrzył ze
współczuciem,
bo znał dobrze losy jego, każdy krok do
ostatniego.
Mocno jednak się zadziwił kiedy z mchu tak
pachnącego
powstał przed nim najpiękniejszy wytwór
wyobraźni jego.
Karminowe usta jej i włosy jasne były jak
blask słońca,
poruszyły zimne serce nieczułego dotąd
gońca.
Twarz tej damy dotąd blada ogniem płonąć
się zdawała,
dłonie pobrudzone ziemią w stronę gońca
skierowała.
Usta słodkie rozchyliła i do śpiewu
ułożyła.
Rzewną i tak pełną smutku w swoim sercu
pieśń złożyła.
Cichy serca zabrzmiał głos przypomniałam
sobie coś.
Twoje usta i twe dłonie nasze ciała
rozpalone.
Tysiąc myśli mam w swej głowie, każda mówi
coś o Tobie,
każda biegnie w Twoją stronę, każdą jak
powietrze chłonę.
Pocałunki wciąż tak świeże, nie dam rady, w
to nie wierzę,
że twa miłość z wiatrem wróci, z snu
wiecznego mnie ocuci.
I wymówisz imię moje, połączymy dusze
swoje.
Zapach dotyk twój kochany dobrze był
przezwanie znany.
Gdy stawałeś w mojej bramie ja już czułam
pożegnanie.
Myślałam, że mam wszystko, tak niewiele
było trzeba.
Swoim śmiechem i oddechem zastąpiłeś mi
smak chleba.
Może jednak Bóg to spełni! Przeznaczenie me
wypełni...
Moje miejsce jest przy tobie, choćbym nawet
legła w grobie.
Kończąc słowa te upadła. Przeminęła razem z
pieśnią jej uroda zjawiskowa,
usta sińcem się zaniosły, posiwiała panny
głowa.
Goniec już nie jedne dziwy w swoim całym
widział życiu,
ale to co tu zobaczył pozostawić chce w
ukryciu.
Nie ulegnie zniewoleniu dusza co wciąż
ogniem płonie,
żywym, silnym, nieśmiertelnym, tylko miłość
go pochłonie.
Ta jedyna, gorejąca co najświętszy krzak
nią płonie,
co się rodzi ducha tchnieniem w każdej
matki świętym łonie.
Nie wystarczy ziemi całej od jej wschodu do
zachodu by pomieścić to uczucie,
więc na wyższe partie aspiracje powziąć
trzeba, może znajdzie się dla niego choć
kawałek mały nieba...
Komentarze (1)
Budzi refleksje i oddziaływuje na wyobrażnie...Ciekawa
forma:)