Burza nabrzeży
Dla M
Rozlana szarość pierzasto nastroszona
chmurnie niecierpliwa
kaskada spieniona co w niebo się wspina
celu nie szukając
jak krzyk rozpaczy co niesie się echem choć
na ułamek się zrywa
hukiem rozdarte międzypowietrze cichnie
szczenienco burkając
i oto łuna migotliwie czarne oślepione
maszty z uśpienia wyrywa
z niewidzenia widza w horyzont ponury w
rozbłyszczone dale
ukazuję ogrom błysków i jazgotów i wyje
jakby była żywa
stopione z mgielnym krajobrazem opromienia
deszczu skośne fale
zawodząco brzmią zrozpaczone wanty zadrżała
w posadach opokowa skała
grzmoty i błyskawice matka dumna
nieokiełznana burza na świat wydała
rodzone w krzyku i rodzone w wietrze co w
pokłonie burty statku wygnie
umrą tej nocy niechybnie.
indyggo
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.