Burzowa Pani cz.2
Burzowa Pani powiedziała wez moja dloń i
zaprowadz mnie tam gdzie złudzenie jest
pożądanym pięknem.
Kochanek leżąc przy niej błądził swoimi
myślami po krainie jej boskego ciala.
Miękkie westchnienia.Jedno.Drugie.
Kolejne.
Cienie tańczące na jej skórze.
Niebo pociemnialo jeszcze bardziej,gwiazdy
przybladły a w oddali słychać bylo
nadchodzącą
burze,coś wisialo w powietrzu ,
powietrze zrobilo się cięższe
Zaczął padać deszcz,kropla za kroplą coraz
mocniej,wiatr który do tej pory byl
delikatny w swych ruchach stał się
bardziej szumiący kołysał bujną trawą
smagając policzki kochankow,owiewając ich
spocone żarem ciala.
Jej skora stała się mokra od spadających
kropel które migotały w świetle księżyca
jak rozsypane diamenty,nie mogł już dlużej
czekać,jego zmysly szalały jak sztorm na
oceanie wzburzoną fala uderzały w
niego,pragnął tej cudownej kobiety ,tak
zjawiskowej i zdawać by sie moglo że
nierealnej a jednak byla,leżala tam osnuta
pajęczyną tajemniczości .
Cialo tak bliskie cialu.Jego ręce sunące po
jej ciele,jego gorace pocalunki skladane
jak w holdzie każdej nawet najmniejszej
cząstce jej ciała ,jak ptak co sfruwa z
nieba tak on delikatnym trzepotem skrzydeł
muskal jej smukłą szyje ,niecierpliwie
pieszcząc jej nabrzmiale piersi tak pełne
zyciodajnego mleka ,liżąc jej sutki
,przygryzając delikatnie,pobudzając ją
jeszcze bardziej.
Ręce zsuwające się po jej krztałtnych
pośladkach,głaszczące je swoja
zmyslowością,pragnął wsunąc jej ręce między
rozchylone uda które jak lawa rozlewaly się
na boki,pragnął dotknąc jej mokrej
,pieścić,poczuć jak zaciska się wokół jego
palców,otulić jej dzban rozkoszy
językiem,wirowac w nim smakujac jej
smak,slodki zapach lekkiego poranka
,uslyszeć pomruk i westchnienia.Poczuć
bicie jej serca.Burza przybierała na
sile,niebo pobłyskiwalo ,mrugając na
kochanków swym okiem ,okazując co chwile
ich milosne uniesienia.
Drżała spazmatycznie pod dotykiem,jej usta
w swej wymowie jak by mowily nieslyszalnym
szeptem skladając pocalunki na jego ustach
które drżały jak liscie na wietrze ,czasami
tylko kaleczyla przygryzając je w
ekstazie.
Jego dlonie zagubione na rozleglej polanie
jej brzucha ,,chwycil jej biodra i
trzymając ku sobie przyciągnął,kwiat róży
swym zapachem nęcący i rosą pachnący.
Bliżej ,jeszcze bliżej slodyczą jego
skuszony,rozkosz ich ciała spowiła,a on
zanurzył się w nią jakby kwiat w zyzną
ziemie zasadzając ,powoli.
Płyneli we mgle uniesień,w kroplach deszczu
plynących,w pomrukach szalejącej burzy
,płyneli statkiem niemocy , nie patrząc na
to co wokolo sie dzieje ,nie patrząc na
szalejący sztorm falą za falą uderzał w
nich jeszcze silniej sprawial ze ich ciala
unosiły się by opaść po chwili.godziny
mijały jak jedna minuta zdawać by się
moglo,słyszała suche od żaru usta,westchnie
jak piekne nuty upuszczane na ziemie.
Oddechy ich już jednym sie stały prowadząc
do obsesji,tak trwali unosząc się w
powietrzu,wszystko wokolo nie istnialo bylo
już tylko spełnienie,trawa pod nimi
układała sie w pukle wlosów pozwalając
miekko leżeć na niej.
Całował,kochal swą burzową Panią i ciągle
czuł że jest mu malo doznań jakie
przeżywal a czul tak naprawde pierwszy
raz.Upojony cieplem jej wilgotnej skóry
napiętej jak struny w skrzypcach
świerszcza.Nagle wiatr ucichł,
deszcz przestał swe łzy ronic ,
odchodzil w nieznane tak jak przyszedł i
kochankowie odchodzili do upragnionego raju
,
wszystko zawirowalo ,
ona wygięta w łuk jak cięciwa mocno
wyprężona ostatnimi silmi wydala z siebie
jęk przeszywający cisze nocy.odplywali na
fali mglistego marzenia,unosząc sie na
polany anielskich skrzydeł tak bialych i
miękkich jak chmurka co po niebie
plynie,miekko osiedli wtuleni w siebie
spelnieni,spleceni rozkoszą,zmęczeni
slodyczą,zasypiali smakując własne
oddechy,otulając sie cieplem wlasnych ciał
jak kocem,weszli do krainy za mgłą gdzie
ich ciala znowu tańczą taniec pożądania.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.