Być szaleńcem...
Naiwnym banałem wydać się może
Siostrzana miłość moja
To aż, lub tylko słowa
Lecz łatwiej mi z nimi wędrować
I nazwij to płytkim i śmiesznym
Lecz jej powaga i głębia
Dusza tak delikatna i piękna
Jak nikt silnie uzależnia
Gdy kształt jej słów
Ozdabia moje przestworza
Jest towarzyszem gdy zamykam
I otwieram powieki od nowa
Hermetyczną duszę moją
Bezłoskotowo otwierasz lekko
I zakrywasz oczy i uszy
I zabjasz mojej przeszłości piekło
Tak, nazwij mnie szaleńcem
Dziś me szaleństwo jedno ma imię
Którego nie zapomnę nawet jeśli umrze
Bo wszystko kiedyś umrze, odejdzie,
zginie
Emblemat najpiękniejszy stworzyłabym
Z esencji jej całokształtu genialnego
Zamknąwszy go w dłoni, trwałby tylko dla
mnie
Aż po kres mego marnego życia szarego
Spaceruję tak co dzień przecznicami
Mojego umysłu i snów niedokończonych
Śmiech tańczy na ustach, gdy zdaję sobie
sprawę
Że znów ktoś wtargnął tam niezauważony
Sama niewiem co począć mam
Może ty powiedz siostro coś więcej
To obłęd, mój szalony obłęd
Lecz czy nie pięknie jest być szaleńcem?
Komentarze (2)
Spaceruję tak co dzień przecznicami
Mojego umysłu i snów niedokończonych.....
to nie jest szaleństwo....to miłość.....
to nie sugestia a głębokie uczucie...
pięknie piszesz trwając w tym szaleństwie, duszę masz
czułą, widzisz każde potknięcie, boisz się, ciagle się
boisz wpuścić kogoś....nie chcesz odsłonić
ni serca, ni twarzy.....